Czym jest zło gdy go nie widać - 7 
 
    

Fot. koles/Glogster
 
Wiara w reinkarnację sprawiła, że przestałem w ogóle przejmować się 
cierpieniem bliźnich, ponieważ byłem przekonany, że tragedie i niedole 
ludzkie są wynikiem grzechów z poprzedniego życia. Obojętność i 
znieczulica opanowały moje serce. Uzasadniałem moje postępowanie wiarą w
 to, iż jeżeli pomógłbym człowiekowi w kłopotach, to w następnym życiu i
 tak będzie musiał spłacić swój „dług". Nie pomagając mu przyspieszam 
proces oczyszczenia duszy, czyli dokonuję dobrego uczynku. Czy to jest 
miłość?
 
Jestem przykładem człowieka, który przez pierwsze 21 lat swojego 
życia był wychowywany wedle zamiarów diabła. Nie będąc ochrzczony, w 
wieku sześciu lat zauważyłem, że moi rodzice zmieniają kolor ciała. 
Pamiętam jak podszedłem do mojego ojca i zapytałem: „Tatuś, dlaczego 
jesteś pomarańczowy? A teraz dlaczego jesteś błękitny?" Mój ojciec 
bardzo się martwił. Podejrzewał, że jestem chory psychicznie. Moje 
pytanie wynikało z faktu, że zacząłem widzieć aurę (inaczej: Tumo, Prana, Ci lub Ki), która
 zmienia swoje zabarwienie w zależności od sytuacji psychofizycznej 
człowieka. Niezrozumiany przez otoczenie (nie tylko rodziców, także 
przez kolegów) zamknąłem się w sobie i popadłem bardzo szybko w kompleks
 wyższości. Dlaczego? Ponieważ stopniowo doskonaląc zdolności 
parapsychiczne mogłem wiedzieć i widzieć u innych to, co dla nich samych
 było nie dostrzegalne. Skupiłem się na głosie w umyśle, który 
instruował mnie, w jaki sposób rozwijać te umiejętności do entej potęgi.
Głos ten gwarantował, że, w ostateczności, osiągnę miłość i radość, której
 tak bardzo mi brakowało. Była to forma przyswajania wiedzy, która 
powoli, subtelnie, przeistaczała się w żądzę władzy. Im byłem starszy, 
tym częściej zamykałem się w pokoju na długie godziny i praktykowałem 
medytację buddyjską opartą na asanach (system jogi). Uczyłem 
się od tajemniczego głosu technik oddychania, panowania nad ciałem, aby w
 ostateczności rozwinąć tzw. moce siddhi (nazwa hinduska określająca moce nadludzkie osiągane przez techniki medytacji Orientu). Tym głosem wydawał się być Bóg...
ILUSION
Dzień w dzień stawałem się coraz większym potworem, aby w 
wieku 15 lat osiągnąć moc czytania w myślach, bioenergoterapii, techniki
 zabijania na odległość, techniki autohipnozy i inne, o których nie ma 
sensu wspominać. Największą wygraną szatana było to, iż wadliwie 
interpretowałem pojęcie dobra i zła. Byłem wychowywany w przekonaniu, że
 świat jest relatywny, a prawa nim rządzące zmienne. Uważałem, że dla 
jednego człowieka słuszne jest picie wódki, dla drugiego nieograniczony 
seks, a dla jeszcze innego post i modlitwa. Każdy ma swoje potrzeby i ma
 prawo je zaspakajać – póki inni nie widzą... i się nie gorszą? Wiara w 
reinkarnację sprawiła, że przestałem w ogóle przejmować się cierpieniem 
bliźnich, ponieważ byłem przekonany, że tragedie i niedole ludzkie są 
wynikiem grzechów z poprzedniego życia. Obojętność i znieczulica 
opanowały moje serce. Uzasadniałem moje postępowanie wiarą w to, iż 
jeżeli pomógłbym człowiekowi w kłopotach, to w następnym życiu i tak 
będzie musiał spłacić swój „dług". Nie pomagając mu przyspieszam proces 
oczyszczenia duszy, czyli dokonuję dobrego uczynku. Czy to jest miłość?
W wieku 16 lat dokonałem kolejnego wyboru, który jeszcze bardziej 
pogłębił moją depresję. Jako buddysta, czyli osoba wierząca, że 
ostatecznym szczęściem i celem jest oderwanie się od rzeczywistości i 
osiągnięcie stanu pustki myślowej, porzuciłem tę drogę i zacząłem czcić 
moce zła (które niby miały się równoważyć z mocami dobra). Dlaczego? 
Ponieważ zło dawało mi upragnioną, natychmiastową satysfakcję - władzy i
 prestiżu. One zaś zastępowały w moim chorym sercu brak akceptacji ze 
strony ludzi mnie otaczających. Potrafiłem leczyć w spektakularny sposób
 choroby nieuleczalne w medycynie konwencjonalnej. Potrafiłem zrozumieć 
potrzeby emocjonalne i uczuciowe ludzi poprzez wysoko rozwiniętą 
empatię. Praktykowałem okultyzm pośredni (kartomancję, spirytyzm, 
ezoterykę), oddawanie czci szatanowi, nie będąc tego świadomym. 
Posiadałem możliwości, których prawdziwy Bóg nie chciał mi dać. Szatan 
zadbał, aby stało się inaczej! Pogrążałem się coraz bardziej w 
paraliżującym smutku, który zżerał mnie od środka. Im więcej dokonywałem
 czynności magicznych, tym silniej zaciskała się pętla na moim gardle.
REDEMPTOR
Któregoś dnia popatrzyłem na siebie w lustrze. Byłem blady, moje oczy
 wyglądały jak szparki, ręce drżały jak u alkoholika, a moja twarz 
wyrażała przedśmiertne wyczerpanie organizmu. Przerażający widok 
osiemdziesięciolatka zmiótł moją dotychczasową wiarę w potęgę. Ja
 jej tak naprawdę nigdy nie miałem! Ciekły mi łzy z podpuchniętych oczu i
 po raz pierwszy w życiu ośmieliłem się przyznać, że - umieram. Padłem 
wtedy na kolana i powiedziałem Bogu, że jeżeli istnieje to niech się 
odezwie, niech mi pomoże, niech mnie ratuje. Pierwszy raz w życiu 
nabrałem odwagi, aby się przyznać do tego, że jestem nieszczęśliwy - 
wyczerpany nerwowo i psychicznie. Szatan wyssał ze mnie ostatnie siły, 
wszystko, co było we mnie - i musiałem się do tego przyznać. Ja! Ja - 
ten wielki mag wszechczasów - jestem nikim...
Ale Bóg temu zaprzeczył. Powiedział, że mnie kocha: „Nie lękaj się, 
tak długo cierpiałeś. Pomogę ci, ale nie zrobię tego jeżeli sam tego nie
 zapragniesz całym swoim sercem." Powiedziałem: „Tak! Tak! Tak! 
Wygrałeś. Dopomóż mi Boże!" Bóg przemówił: „Tak długo czekałem na twoje 
pokorne słowa. Nie lękaj się, pomoc już nadeszła, lecz owoce jej 
zobaczysz później. Szukaj Mnie, a ja będę szukał ciebie." Poznałem wtedy
 pierwszy dar Ducha Świętego - nadzieję, która sprawiła, że odkryłem tak
 bardzo dla mnie nieznany pokój.
Po odrzuceniu okultyzmu, szukałem „boga dobroci". Problem polegał na 
tym, iż wychowany w systemach i mentalności orientalnej (do dwudziestego
 roku życia bez jakiejkolwiek wiedzy o chrześcijaństwie) poszukiwałem 
Boga, który jednocześnie głosiłby dogmat o reinkarnacji. Do chwili 
nawrócenia nie przyszło mi do głowy, że to Jezus Chrystus jest tym 
Miłosierdziem, które ucałowało me schorowane serce. Natrafiłem wówczas 
na ruch hare krsna.
ROSARIO
Członkowie tego ruchu twierdzili, że Bóg jest miłością, a 
reinkarnacja formą czyśćca. Zaangażowałem się bardzo poważnie. Chciałem 
całym ciałem, sercem i umysłem być pobożny. Umartwiałem się, pościłem, 
przestrzegałem zasady modlitw i rytuałów, aż „do bólu". Mantrowałem 
dzień w dzień po dwie godziny powtarzając imiona boga. Chciałem być 
dobrym człowiekiem, zdolnym do żalu, miłosierdzia i szczerości. Byłem 
przekonany, że bronię i wierzę w prawdziwego Boga. Nie wyobrażałem sobie
 innej drogi życia. W ostateczności, pod wpływem mojego guru-maharaji, odrzuciłem
 i wyrzekłem się wszystkiego, pozostawiając mieszkanie, rezygnując ze 
studiów i małżeństwa. Pragnąłem szczerym sercem odpokutować grzechy... 
Zjadłem coś, umyłem się, spakowałem pięć ciuchów i parę gaci i 
wprowadziłem się do świątyni jako nowicjusz kandydujący na kapłana.
Moje odejście wywarło wielki szok i niezrozumienie ze strony rodziny. Tego dnia nagle wszyscy ocknęli się. Ruch hare krsna jest na liście najniebezpieczniejszych sekt w Polsce.
Jako osoba świecka bardzo często uczęszczałem do świątyni, aby się 
modlić. Wtedy, pewnego zwykłego dnia, bóg objawił mi się i przemówił: 
„Jesteś wielce pobożny, osiągnąłeś wielką świętość. W nagrodę obdarzę 
cię darem uzdrawiania, ale pod jednym warunkiem: będziesz trzema 
uczuciami, którymi jestem." W amoku emocji nie myślałem długo. Cóż, 
jestem święty! W końcu od rana do wieczora służę z wielką pokorą. 
Przyjąłem propozycję bez większego namysłu. Po tym zdarzeniu leczyłem 
ludzi bioenergoterapią. Jak to się stało, że nie zauważyłem, iż historia
 lubi się powtarzać?
Anna (moja niedoszła żona) przerażona sytuacją zrozumiała, jak bardzo, pomimo szczerości, obiegałem od Prawdy. Modliła
 się we łzach odmawiając codziennie jedną cząstkę różańca. Trwało to 
trzy tygodnie. Próbowała bezskutecznie zaprowadzić mnie do ekspertów od 
sekt i socjotechnik, aby mnie „obudzili". W końcu, któregoś dnia podczas
 modlitwy, pękł jej różaniec i w sercu usłyszała głos, który ją uspokoił
 i zachęcił do ponownej próby spotkania się ze mną. Zrobiła to. 
Pojechała do mnie z założeniem, że to ostatni raz. Gdy weszła do pokoju,
 byłem nastawiony do niej bardzo wrogo. Miałem wrażenia 
klaustrofobiczne. Tym nie mniej zauważyłem coś niesłychanego. Dziewczyna
 miała otoczkę auryczną, lecz światło to nie oddziaływało na moje zmysły
 tak, jak w przypadku energii Ci. Poczułem przenikającą, lecz 
nie zniewalającą siłę, która sprawiła, że zapragnąłem posłuchać, co ma 
mi do powiedzenia. Anna przedstawiła propozycję, abym spotkał się z 
pewną osobą (zakonnicą dominikanką) tylko jeden raz. Po tym spotkaniu, 
jeżeli będę chciał, już nigdy więcej nie będzie mnie nawiedzać i starać 
się mnie namówić na poznanie innych „bardziej prawdziwych religii 
świata". Zgodziłem się. Poszedłem na spotkanie doskonale przygotowany 
teologicznie. Znałem pismo święte hinduskie (Bhagavad-Gita) prawie
 na pamięć. Byłem przekonany, że spotkanie to tylko utwierdzi mnie w 
wierze, bo przecież co może wie- dzieć jakaś tam zakonnica o tak 
wzniosłej filozofii i kulturze, jaką jest wedyzm. Uważałem, że 
chrześcijanie to pomyleńcy, którzy bazują na wypaczonym piśmie na skutek
 nieprawidłowych tłumaczeń i prywatnych interpretacji tekstu. Co 
najważniejsze - negują dogmat reinkarnacji!
METANOIA
Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
I ani gorący, ani zimny,
Chcę cię wyrzucić z mych ust.
(Apokalipsa św. Jana 3,15-16)
Nigdy nie byłem letni. Cała moja nędza była otoczona żarliwym 
postanowieniem odnalezienia odpowiedzi na pytanie dotyczące sensu życia.
 Błądzenie jednak sprawiło, że byłem jak zgnilizna - gorąca zgnilizna...
 Potraktowałem spotkanie bardzo poważnie, myśląc, że będzie to dobra 
okazja, aby zweryfikować własną wiedzę i słuszność doktryny, której 
broniłem. Faktycznie bardzo mnie zaintrygowało, co takiego chrześcijanie
 widzą w Jezusie, że nie dostrzegają „piękna" mojego boga (Krsny). Rozmowa
 była spokojna. Wymienialiśmy poglądy i sposoby patrzenia na życie, 
zarówno przed jak i po śmierci. Rozmawiałem z nią z wielką 
przyjemnością. Okazało się, że była w Indiach czternaście lat. Pracowała
 t am jako pielęgniarka. Wreszcie napotkałem człowieka, który mówił moim
 językiem (mam na myśli mianownictwo teologiczne Puranów i Wed). 
Doskonale rozumiała zasady życia i etykiety rangi społecznej, którą 
reprezentowałem (kasta ksatriów - wojowników).
Szczery i starający się obiektywnie rozważyć tezę zakonnicy, że 
jestem ofiarą sekty, nie mogłem zaprzeczyć jej twardej logice, która 
ukazała mi prawdę o reinkarnacji, bałwochwalstwie i kulturze wedyjskiej.
 Tego dnia zadałem najważniejsze pytanie mojego życia: „Jezu, czy to Ty,
 Panie, któryś przemówił do mego serca, gdy na progu samobójstwa 
błagałem o prawdę?" Czyż chwila nawrócenia nie jest piękna?
RATIO ET FIDES
Pozwolę sobie przedstawić najważniejsze tezy i antytezy, które poruszyliśmy z siostrą Michaelą Pawlik podczas rozmowy:
1. Wiara w reinkarnację polega na tym, że dusza i ciało są jednym i 
tym samym. Każda dusza w swoim cyklu „życia-śmierci" bierze początek od 
pyłu, przechodząc przez najniższe stworzenia jak trawa, insekty, 
zwierzęta, kończąc na najwyższym stopniu ewolucji - czyli człowieku. 
Oznacza to w praktyce, że wierzący w reinkarnacje oceniają poziom 
duchowości danej istoty żywej na podstawie poziomu ewolucji 
biologicznej.
2. Wśród ludzi wyróżnia się cztery kasty: Sudra, Vasya, Ksatrya, Bramin. Ludzie z kast wyższych są uważani za ludzi bardziej oświeconych duchowo (lepsza karma, czyli bilans skutków z poprzednich istnień). Sudrowie są najniższą kastą, bramini najwyższą.
3. Świadomość, którą posiadamy, determinuje rzeczywisty poziom naszej
 duchowości. Jeżeli ktoś jest pijakiem, to nie jest wart więcej niż 
zwierzę. W następnym życiu nie dostanie przez prawo natury ciała 
ludzkiego lecz np. psa.
4. Od Sudrów nie wymaga się postaw moralnych, ponieważ są to
 dusze, które po raz pierwszy przyjęły ciało ludzkie. Ich świadomość 
(czyli duchowość) nie jest wystarczająco wysoka, aby zrozumieć moralność
 czy etykietę kast wyższych. Sudra może defekować na środku salonu i nikogo to nie zdziwi. Wiara w reinkarnację jest formą rasizmu
5. Sudrom zabrania się kształcić w szkołach i na studiach. Tłumaczy się to tzw. dharmą, czyli obowiązkami moralnymi danej kasty. Ich dharmą jest służenie
niewolniczo członkom kast wyższych.
6. Bramini mają najwięcej przywilejów. Są bezkarni. Każde niesprawiedliwe potraktowanie członka niższej kasty ze strony bramina jest traktowane
jako laska i możliwość oczyszczenia się z tzw. złej karmy. Nadużycia są szczególnie częste w sferze seksualnej.
7. Emanacja energii człowieka z wyższej kasty (czyli jego obecność) 
powoduje oczyszczenie duchowe (czyli uświęcenie) człowieka z niższej 
kasty. Stąd hindusi składają pokłony swoim zwierzchnikom dotykając 
choćby ich butów. Traktują to jako łaskę.
8. Bramini (czyli mistrzowie duchowni - gurumaharajowie) są nieomylni i są jedynymi osobami mogącymi poprowadzić człowieka do uświęcenia Bez guru postęp duchowy jest niemożliwy. Definiowanie zła i dobra poprzez wiarę w reinkarnację jest skandaliczną socjotechniką, mającą na celu utrzymanie władzy i dóbr materialnych przez elity społeczne.
9. Wiara w reinkarnację polega na założeniu, że to sam człowiek drogą
 ewolucji (cyklu życia-śmierci) staje się bogiem. W postaci boskiej jest
 w stanie tworzyć i wpływać na świat materialny.
10. Hindusi nie wierzą w zbawienie w sensie chrześcijańskim, ponieważ
 bogowie (ciosane bożki), do których się modlą, są obecnościami 
zaawansowanych dusz.
11. Bóg czy też pół-bóg jest duszą „zrealizowaną", czyli uwolnioną od przywiązania do zmysłów i świata materialnego. Wiara w reinkarnację (w hinduizmie) jest tak naprawdę ateizmem, czyli nie jest religią, jak sieją potocznie nazywa.
12. Tylko bramini są wtajemniczani w praktyki i techniki „jogi mistycznej".
13. Mistyka w sensie orientalnym (szczególnie w hinduizmie!) oznacza rozwijanie mocy parapsychologicznych - siddhi. Do
 najpopularniejszych należy: umiejętność lewitacji, empatii, 
bioenergoterapii, materializacji obiektów, telekinezy, autohipnozy, 
hipnozy zbiorowej i indywidualnej.
14. Siddhi to najwyższa forma świadomości, czyli duchowości.
15. Siddhi służą temu, by epatować i kontrolować resztę społeczeństwa przez ślepą ufność. Mistyka orientalna jest okultyzmem, a nie pracą nad swoimi ułomnościami (tak jak to jest w chrześcijaństwie).
16. Sekty neohinduistyczne i neobuddyjskie nie przekazują całej 
wiedzy związanej z prawdami wiary (wiedza tajemna), lecz segregują ludzi
 i wtajemniczają tylko wybranych.
17. Sekty neohinduistyczne wprowadzają elementy prawd wiary 
chrześcijańskiej, aby zatuszować manipulacje i ułomności ludzkie elit 
duchownych. Różaniec jest najskuteczniejszą bronią przeciw szatanowi.
CZAS EGZORCYZMÓW
Po przyjęciu sakramentów dobrowolnie i świadomie byłem 
egzorcyzmowany. Jezus Chrystus pokazał mi wówczas moją nędzę. Pokazał 
mi, że tymi trzema uczuciami, którymi miał być Krsna były nienawiść, zazdrość i pycha - a największa z nich to pycha. 
Błogosławione niech będzie Święte i Niepokalane Poczęcie 
Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej. Kłaniamy Ci się Chryste, i 
błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż Twój święty odkupił świat. 
Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami. Błogosławione niech będzie święte i Niepokalane Poczęcie Najświętszej. Amen.
SERGIUSZ O.
Tekst pochodzi z kwartalnika FRONDA (nr. 25/26 2006r.)
 
Joga śmiertelne zagrożenie
     Praktykowanie jogi oraz innych wschodnich technik medytacji i 
koncentracji prowadzi do odblokowania w człowieku kanałów energetycznych
 po to, aby mógł przyjmować energię okultystyczną
(określaną jako kundalini). Kanały te mają się znajdować po obu stronach
 kręgosłupa i wychodzić przez otwory nosowe.
     Na każdym skrzyżowaniu kanałów energetycznych są tak zwane czakry. 
Jeżeli przez uprawianie jogi następuje sukcesywne odblokowywanie kanałów
 energetycznych, wtedy energia ta wzrasta i otwierają się kolejne 
czakry. Tak samo recytowanie mantry (są to formuły uwielbienia 
hinduskiego bóstwa) ma doprowadzić do otwarcia czakr, aby odblokować w 
człowieku dostęp energii okultystycznej. Czy wierzący w Chrystusa, który
 ma tylko Jemu oddawać cześć i uwielbienie, może powtarzać tego rodzaju 
bluźniercze formuły mantr? Otwarcie w człowieku cząkr sprawia, że staje 
się on medium sił okultystycznych, w konsekwencji czego dobrowolnie 
wystawia się na działanie złych duchów, które pragną go zniszczyć i 
doprowadzić do wiecznego potępienia. 
     Na początku ćwiczenie jogi nie powoduje większych zmian w 
organizmie. Z czasem jednak w metabolizmie komórkowym i całej przemianie
 materii następują bardzo poważne zaburzenia. Zatracanie świadomości 
osobowej przyczynia się do niezwykle niebezpiecznych zmian w ciele, 
psychice i w życiu duchowym. Nawet najbardziej niewinne ćwiczenia jogi 
prowadzą do odblokowywania w człowieku dostępu do tajemniczej energii 
okultystycznej (kundalini), która stanowi dla niego śmiertelne zagrożenie. 
     Okulryzm jest próbą manipulacji energiami przyrody przy pomocy 
różnego rodzaju technik. Energie te są nieuchwytne dla nauk ścisłych, 
nie można ich zbadać, lub stwierdzić ich istnienia przy pomocy 
instrumentów pomiarowych, takich nauk, jak biologia, chemia czy fizyka.
     Radiesteta charakteryzuje się pewną nadwrażliwością na tajemnicze 
energie z dziedziny okultystycznej. Bioenergoterapeuta natomiast 
naprowadza tę energię na osobę, którą ma leczyć. Jest to okultyzm, biała
 magia. Taki człowiek staje się medium, instrumentem, kanałem 
okultystycznej energii. Na początku to fascynuje, bo wydaje mu się, że 
zaczyna panować nad tajemniczymi energiami, a z czasem wpływać na innych
 ludzi i posiadać nad nimi władzę. Takie działania sprzeciwiają się 
Bożym planom. Stwórca pragnie abyśmy byli pośrednikami Jego Miłości, w 
duchu pokornej służby, a nie panowania. 
     W jodze i innych technikach medytacji oraz w różnych formach 
okultyzmu uobecnia się pokusa po raz pierwszy wypowiedziana w Raju: otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło
 (Rdz 3,5). Pokusa ta rodzi żądzę władzy oraz pychę. Ulegając jej, 
człowiek otwiera się na działanie tajemniczych duchowych istot, staje 
się ich kanałem przekaźnikowym (channeling). Owe wrogie istoty objawiaj ą
 s woj ą obecność stopniowo, najczęściej wyrażają swoją nienawiść do 
Chrystusa i Maryi, podsuwając ludziom bluźniercze myśli podczas modlitwy
 i Eucharystii. 
     Techniki medytacji wschodnich sprowadzają się do odpowiedniego ułożenia ciała (asany), kontrolowania oddechu i jego skanalizowania (pranajand),
 oraz do powtarzania mantr, co ma odblokować energię na poziomie 
mentalnym. Mantra jest swego rodzaju autohipnozą inteligencji, ma 
doprowadzić do zawieszenia jej działania, do utraty świadomości osobowej
 - nirwany, zjednoczenia z przyrodą, ale na zasadzie jakiegoś 
rozpłynięcia się w niej. Jest to stan przypominający działanie 
narkotyków, prowadzi do chwilowego zapomnienia osobistych problemów. 
     W ostateczności takie zjednoczenie ze wszystkim prowadzi do 
doświadczenia całkowitej samotności. Jest to przeciwne ludzkiej naturze,
 gdyż ostatecznym powołaniem człowieka jest miłość. Aby zaistniała 
miłość, muszą być dwie osoby. Miłość jest tylko międzyosobowa. Natomiast
 nirwana jest doświadczeniem totalnej samotności. Cała technika i 
główny cel praktykowania jogi sprzeciwia się więc ostatecznemu powołaniu
 człowieka. Bóg nie stworzył nas w tym celu, abyśmy stopili się w jedno z
 naturą i zatracili swój ą osobowość. Powołał nas do istnienia, abyśmy w
 wolności nawiązali z Nim osobową relację miłości przez przyjmowanie 
daru Jego Miłości w Boskiej Osobie Ducha Świętego. W ten sposób Bóg 
pragnie czynić nas świętymi, czyli dokonywać dzieła naszego 
przebóstwienia, a przez nas uświęcania świata. Wtedy nasza osobowość 
będzie się rozwijać i osiągać swoją pełnię przez zjednoczenie w miłości z
 Bogiem. 
     Trzeba pamiętać, że w religiach wschodu wszystko jest przejawem 
boga, wszystko jest bogiem, a człowiek ma sobie uświadamiać, że on też 
sam jest bogiem. W takim rozumieniu bóg nie jest Bogiem osobowym, ale 
siłą kosmiczną, a człowiek powinien wyzwolić się ze złudzenia swojej 
osobowości, aby mógł zjednoczyć się z energią całej przyrody, z wielką 
całością, niejako wtopić się w energię bożą. Można to osiągnąć tylko za 
cenę wyrzeczenia się swojej osobowości, zatracenia swojego jedynego i 
niepowtarzalnego "ja". Skoro ja jestem bogiem i inni ludzie są bogami, 
nie mogę powiedzieć "ja", nie mogę nawiązywać relacji miłości z innymi 
ludźmi. Z Objawienia dowiadujemy się, jak błędne i szkodliwe jest takie 
myślenie, gdyż Bóg jest Stwórcą natury i z nią się nie zlewa. Bóg jest 
transcendentny w stosunku do wszystkich stworzeń. Jest On Trójcą Osób i 
pragnie, aby człowiek nawiązał z Nim osobową relację i przez to 
potwierdził oraz rozwinął niepowtarzalność swojej osoby. Staje się 
oczywiste, że mamy tu do czynienia z dwoma przeciwstawnymi drogami 
duchowości: joga i inne techniki medytacji wschodniej proponują mistykę 
naturalną wtopienia człowieka w całą przyrodę przez zatracenie wymiaru 
osobowego, natomiast duchowość judeochrześcijańska ukazuje drogę 
niesamowitego rozwoju osoby ludzkiej, która dokonuje się poprzez relacje
 miłości z Bogiem i innymi ludźmi, aż do doprowadzenia go do uczestnictwa w Boskiej naturze (2 P 1,4), do stania się dzieckiem Bożym.
Publikacja za zgodą redakcji
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz