JEZU UFAM TOBIE


PLAN BOŻY

JEST

POZYTYWNY



KOMUNIA ŚWIĘTA DO UST NA KLĘCZĄCO!

Tylko Szatan nie chciał i nie chce przed Bogiem i Matką Bożą upaść na kolana!

Dewiza Św. Maksymiliana M.Kolbe - „ Kolana a nie rozum "

Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania, a dochować wierności jest Jego upodobaniem.

Panie Jezu, staję przed Tobą taka, jaka jestem. Przepraszam za moje grzechy, żałuję za nie, proszą, przebacz mi. W Twoje Imię przebaczam wszystkim, cokolwiek uczynili przeciwko mnie. Wyrzekam się szatana, złych duchów i ich dzieł. Oddaję się Tobie Panie Jezu całkowicie teraz i na wieki. Zapraszam Cię do mojego życia, przyjmuję Cię jako mojego Pana, Boga i Odkupiciela. Uzdrów mnie, odmień mnie, wzmocnij na ciele, duszy i umyśle. Przybądź Panie Jezu, osłoń mnie Najdroższą Krwią Twoją i napełnij Swoim Duchem Świętym. Kocham Ciebie Panie Jezu. Dzięki Ci składam. Pragnę podążać za Tobą każdego dnia w moim życiu. Amen

poniedziałek, 17 lutego 2014

Teresa von Avila Die innere Burg TWIERDZA WEWNĘTRZNA

MIESZKANIE PIERWSZE

http://pl.gloria.tv/?media=570997 
ROZDZIAŁ l
Mówi w nim o piękności i godności duszy ludzkiej. — Objaśnia to za pomocą porównania stanowiącego myśl przewodnią całej księgi i mówi, jak wiele na tym zależy, byśmy znali tę godność naszą i umieli cenić łaski, jakie otrzymujemy od Boga, i że bramą do tej twierdzy wewnętrznej jest modlitwa.
l. Gdym dzisiaj, niezdolna nic wymyśleć ani nie wiedząc od czego zacząć to pisanie, polecone mi przez posłuszeństwo, klęczała na modlitwie i błagała Pana, aby On raczył mówić za mnie, nasunęło mi się na myśl to, co zaraz opowiem jako fundament niejaki i podstawa wszystkiego. Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. Bo w istocie, siostry, jeśli dobrze rzecz zważymy, dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa. Jakież bowiem, powiedzcie same, musi być to mieszkanie, w którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego pełny, rozkosz dla siebie znajduje? Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej. I w rzeczy samej, jak umysł nasz, jakkolwiek by był bystry, nie zdoła pojąć Boga, tak również ledwo może pojąć wielkość duszy, którą Bóg, jak nam to własnym słowem swoim oznajmia, (s.225) stworzył na swój obraz i podobną sobie. A jeżeli tak jest w istocie, na próżno trudziłybyśmy się, chcąc zrozumieć w zupełności całą piękność tej twierdzy; bo jakkolwiek między duszą stworzoną a Bogiem taka zachodzi różnica, jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, dość przecie tego, co nam Pan mówi, iż stworzona jest na podobieństwo Jego, abyśmy zrozumieli, że nie zdołamy pojąć tak wielkiej piękności i godności duszy ludzkiej.
2. Wielka to zaiste wina nasza i wstyd, że z własnej winy naszej nie znamy samych siebie ani nie wiemy, czym jesteśmy. Czy nie byłoby to wielkim wstydem, córki moje, gdyby kto zapytany, kim on jest, nie umiał na to odpowiedzieć, aniby wiedział, kim jest jego ojciec, kim matka, gdzie i w jakim kraju się urodził? Jeśliby to już było wielką głupotą, to czyż nie daleko większą jest, gdy nie troszczymy się o poznanie wysokiego dostojeństwa duszy naszej i żyjemy całkiem zanurzeni w tym ciele naszym? I wierzymy tylko tak na głucho, że mamy duszę, bo tak nam powiedziano i tak uczy wiara. Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka jest wysoka cena jej, i kto jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało sobie ważymy obowiązek starania się z wszelką usilnością o zachowanie jej piękności. Wszystka zaś myśl i troska nasza obraca się jedynie około grubej oprawy tego diamentu, około zewnętrznego wału tej twierdzy, którym jest ciało nasze.
3. Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze, drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą. Potrzeba, córki, byście dobrze zachowały w pamięci to porównanie; może za pomocą jego spodoba się Bogu dać wam niejakie poznanie łask, jakich On raczy użyczać duszom i różne ich rodzaje, o ile poznanie ich jest dla nas rzeczą możliwą. Łask tych bowiem jest takie (s.226) mnóstwo i taka ich rozmaitość, że poznać wszystkich żaden człowiek nie zdoła, a tym bardziej taka nędza, jaką ja jestem. Jeśli Pan zechce którym użyczyć tych łask, wielka to będzie dla nich pociecha wiedzieć o tych darach; jeśli inne ich nie otrzymają, sama wiadomość o nich będzie im pobudką do wysławiania wielkiej dobroci Pana. Podobnie bowiem, jak rozważanie tych rzeczy, które są w niebie i rozkoszy, jakich tam używają błogosławieni, nie tylko żadnej szkody nam przynieść nie może, ale owszem radością napełnia nam serce i pobudza nas, abyśmy usiłowali osiągnąć to szczęście, którym cieszą się święci — tak również nie ma obawy, by nam co zaszkodzić miało poznanie tej prawdy istotnej, że Bóg tak wielki, jeszcze w tym wygnaniu ziemskim udziela siebie takim nędznym, jak my, cuchnącym robakom; przeciwnie, poznanie tego może nas tylko pobudzić do umiłowania tej tak łaskawej dobroci i tego nieskończonego miłosierdzia. Kto by istotnie gorszył się z tej prawdy, że nie ma w tym żadnego niepodobieństwa, by Bóg jeszcze na tej ziemi takich łask użyczał, w tym, twierdzę to bez wahania, nie ma ani pokory, ani miłości bliźniego; bo gdyby te dwie cnoty posiadał, jakżeż nie miałby się cieszyć z tego, że Bóg brata jego takimi darami ubogaca, zwłaszcza że ta boska hojność Pana względem innych bynajmniej Mu nie przeszkadza, by i nas z równą hojnością obdarzył? Jak to więc być może, by nie cieszył się z tego, że Boski Majestat Jego raczy w taki sposób objawić, nad kim zechce, wielmożność swoją? Nieraz udzielanie tych wielmożności Bożych jest tylko dla ich ukazania, czego mamy przykład na onym człowieku ślepym od urodzenia, o którym, na zapytanie Apostołów: Kto zgrzeszył, on, czy rodzice jego, że się niewidomym narodził? — Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale aby sprawy Boże w nim się objawiły. Zdarza się więc, że Pan, użyczając tych łask jednym duszom raczej niż drugim, użycza ich nie dlatego, by te były świętsze od tamtych, ale iżby się okazała wielmożność Jego, jak to uczynił świętemu Pawłowi i Magdalenie, a zatem, abyśmy Go wszyscy wielbili w stworzeniach Jego.
4. Może tu kto zarzuci, że są to rzeczy, które wydają się niemożebne i że byłoby lepiej nie gorszyć słabych w wierze. — Ale że tacy w te rzeczy nie uwierzą, jest to mniejsze zło, niż gdyby ci, którym Bóg podobne łaski czyni, nie mieli z nich korzystać, gdyż będzie to dla nich pociechą i zagrzeje ich do coraz gorętszej miłości Tego, który tak będąc potężny i tak wielkiego Majestatu Panem, raczy przecież tak wielkie miłosierdzie czynić swemu stworzeniu. Tym śmielej i bezpieczniej to mówię, bo wiem, że nie masz obawy, by te, które to czytać będą, miały się zgorszyć z tego, co piszę, bo są to dusze świadome tego i wierzące, że Bóg mocen jest dawać i daje, gdy chce, stworzeniom swoim takie i większe jeszcze dowody miłości swojej. Kto zaś nie wierzy w tę prawdę, ten też, pewna tego jestem, nigdy jej na sobie nie doświadczy, bo Bóg nie chce tego, by znaczono granice dziełom miłosierdzia Jego. Niech się więc wystrzegają tego, zwłaszcza te spośród nas, które by Pan tą drogą nie prowadził.
5. Wracając zatem do tej pięknej, rozkosznej twierdzy naszej, przypatrzmy się, jak i którędy do niej wejść możemy.
Może tu wyda się komu, że mówię od rzeczy, bo jeśli tą twierdzą jest sama dusza, tedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób dostania się do niej, skoro już w niej jest, i jest nią sama; byłaby to taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogo zapraszali do pokoju, w którym on już się znajduje. — Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i ani im w myśli wnijść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w księgach duchowych tę radę, że potrzeba duszy wejść w siebie; otóż tu właśnie o to chodzi.
6. Niedawno temu z ust bardzo uczonego teologa słyszałam to zdanie, że dusze nie oddające się modlitwie wewnętrznej podobne są do ciała ruszonego powietrzem albo sparaliżowanego (s.228), które choć ma ręce i nogi, władać nimi nie może. Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same stały się niemal nimi. A choć z przyrodzenia swego tak są bogato uposażone, iż z takim wysokim Panem, jakim jest Bóg sam, mogłyby przestawać, to przecież od tego niesławnego towarzystwa oderwać się nie mogą. Takie dusze, jeśli nie uznają swej nędzy i nie zechcą szukać na nią lekarstwa i nie zwrócą wzroku w głąb siebie, takiego losu się doczekają, jak żona Lota, która za to, że się obejrzała, stała się słupem soli.
7. Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą, musi towarzyszyć uwaga. Kto bowiem modli się bez zastanowienia się nad tym, do kogo mówi, o co prosi, i kto jest on, który prosi, a kto Ten, którego prosi, tego modlitwy, jakkolwiek by długo i pilnie ruszał wargami, ja nie nazwę modlitwą. Może wprawdzie się zdarzyć, że w pewnych wypadkach niestarania się o uwagę, ona przyjdzie, a to skutkiem starań poprzednio czynionych, lecz kto by nałogowo zwykł rozmawiać z Majestatem Boskim tak, jakby mówił do sługi swego, nie zważając czy wyraża się dobrze, czy źle, i mówi co mu przyjdzie na usta albo co od ciągłego powtarzania już umie na pamięć, tego modlitwy, powtarzam, nie uznaję za modlitwę, a daj Boże, by nie było żadnej duszy chrześcijańskiej, która by się w taki sposób modliła. Do was, siostry, ufam w miłosierdziu Bożym, że nigdy się podobna zdrożność nie zakradnie, bo macie we zwyczaju rozważać o rzeczach wewnętrznych, co jest od podobnej bezmyślności skuteczną obroną. (s.229)
8. Nie mówmy jednak o takich duszach sparaliżowanych, którym wielkie grozi niebezpieczeństwo, jeśli Pan nie zlituje się nad nimi — jak zlitował się nad paralitykiem przy sadzawce Betsaidzkiej, trzydzieści i osiem lat cierpiącym na swoją chorobę — lecz zajmijmy się innymi duszami, które choć nie od razu, w końcu przecież wchodzą do twierdzy. Są to dusze bardzo jeszcze zaprzątające się światem, ale miewają przecież i dobre pragnienia i choć w dalekich odstępach czasu, uciekają się przecież do Pana i polecają siebie miłosierdziu Jego i zastanawiają się nad sobą, choć niedługo i pobieżnie. Kilka razy na miesiąc osobny sobie czas upatrują na modlitwę, choć prawda, że najczęściej pełną roztargnień i myśli o sprawach światowych, do których bardzo są jeszcze przywiązane, albowiem gdzie jest skarb twój, tam i serce twoje. Od czasu do czasu zdobywając się na męstwo, odrywają się chwilowo od swych roztargnień zewnętrznych dla spokojnego na osobności rozważania, co już jest wielką rzeczą, bo prowadzi je to do poznania samych siebie i do przekonania się, że drogą, którą dotąd szły, do bramy twierdzy nie trafią. Tak więc wchodzą do pierwszego mieszkania z najniższych, ale tyle razem z nimi wciska się gadzin, że nie są jeszcze zdolne rozpatrzyć się w piękności gmachu, ani w nim odpocząć. Zawsze jednak dobrze, że przynajmniej weszły.
9. Może wam się wyda, siostry, że to nie należy do rzeczy, bo z łaski Boga do rzędu takich dusz wy nie należycie. — Ale miejcie cierpliwość, nie potrafię inaczej wytłumaczyć wam tak, jak ja je rozumiem, niektórych punktów modlitwy i życia wewnętrznego, tylko w ten sposób, a daj Boże, bym choć tak potrafiła. Bardzo to trudna rzecz, dokładne określenie tego, co bym tu chciała wam wytłumaczyć, komu do zrozumienia objaśnień moich nie przyjdzie w pomoc własne doświadczenie; kto zaś przeżywał te rzeczy, ten uzna, że niepodobna mówić o nich, a nie dotknąć mimochodem pewnych prawd, które, ufam w miłosierdziu Pana, was nigdy dotyczyć nie będą.

 ROZDZIAŁ 2
Opowiada, jak wstrętna staje się dusza, gdy ją skazi grzech śmiertelny, i jako Pan pewnej osobie raczył dać niejakie poznanie tej prawdy. — Mówi również o poznaniu samego siebie. Przy tym dotyka niektórych punktów godnych uwagi i pożytecznych. — Objaśnia, jak się ma rozumieć te mieszkania duszy.
l. Nim postąpię dalej, pragnę wam powiedzieć, abyście naprzód dobrze zrozumiały, jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i wspaniała, ta perlą nad wszelkie perły wschodnie najdroższa, to drzewo żywota, zasadzone nad ściekaniem wody żywej, którą jest sam Bóg, gdy wpadnie ona w grzech śmiertelny. Nie ma ciemności tak mrocznych ani rzeczy tak ciemnej i czarnej, której by ciemność jej nie przewyższała. Nie pytajcie o więcej, bo chociaż to samo Słońce, które taki jej nadawało blask i urok, zawsze jest w pośrodku niej, ale dla niej jest jakby nie było, bo już udziału w nim mieć i życia z niego czerpać nie może, pomimo że z natury swojej tak jest zdolna cieszyć się uczestnictwem Majestatu Bożego, jak kryształ do wchłaniania w siebie blasku promieni słonecznych. Z tego też powodu nic już w tym stanie jej nie pomoże, wszelkie dobre uczynki, jakie by spełniła, dopóki trwa w grzechu śmiertelnym żadnej nie mają zasług na żywot wieczny, bo nie wypływają z tego źródła, którym jest Bóg i w którym jedynie cnota nasza jest cnotą, a odłączona od Niego, nie może być przyjemna w oczach Jego; nadto jeszcze, kto popełnia grzech śmiertelny, ten nie chce podobać się Bogu lecz szatanowi, który jest samą ciemnością, więc i biedna dusza, oddając się jemu, staje się sama takąż ciemnością. (s.231)
2. Znam jedną osobę, której Pan raczył ukazać naocznie, jak wygląda dusza, gdy zgrzeszy śmiertelnie. Komu by, tak upewnia ta osoba, dano było ujrzeć to, co ona wówczas oglądała, ten niepodobna, by się jeszcze dopuścił grzechu, chociażby dla uchronienia się od okazji najsroższe miał wycierpieć męki. Przez to objawienie, gorące w niej Pan wzniecił pragnienie, aby wszyscy przyszli do poznania tej prawdy. I wam to powiedziałam, córki, byście żarliwie modliły się za duszami, będącymi w tym stanie. Nieszczęsne one i same są jedną nocą i ciemnością, i wszystkie ich sprawy. Bo podobnie jak z czystego źródła czyste też wypływają strumienie, tak w duszy sprawiedliwej łaska w niej mieszkająca to czyni, że uczynki jej są przyjemne w oczach Boga i ludzi, gdyż wypływają z tego źródła żywota, w którym ona zasadzona jest jak drzewo nad wybrzeżem wód, i nie rodziłaby ni liści, ni owoców, gdyby nie ciągnęła soków żywotnych z tego źródła, które samo utrzymuje w niej życie i broni ją od uschnięcia, i czyni ją w dobry owoc urodzajną; przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła czystego, a zapuści korzenie w innym, w bagnisku wody brudnej i cuchnącej, wszystko też, co wyda z siebie, będzie tymże samym skażeniem i brudem.
3. Zważmy tu jednak i pamiętajmy, że źródło to i słońce jaśniejące, obecne zawsze w pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnym zmazanej, nigdy nie traci boskiej jasności swojej i żadna złość grzechu nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona w ciemności (s.232) grzechu, blasku tego Bożego do siebie nie przepuszcza, podobnie jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną, choć go wystawisz na słońce i słońce go promieniami swymi oświeca, nie rozjaśni się przecież blaskiem jego i światłości jego w sobie nie odbije.
4. O, dusze odkupione krwią Jezusa Chrystusa, zrozumiejcie to i miejcie litość nad sobą! Czy to być może, byście rozumiejąc to, nie postarały się usunąć czym prędzej smoły grzechowej z tego kryształu? Pomnijcie, że jeśliby śmierć zastała was w tym stanie, nigdy już, nigdy tej światłości nie ujrzycie! O Jezu! jaka to zgroza, dusza od tej światłości odłączona! Jakie spustoszenie w biednych mieszkaniach tej twierdzy! Jaki zamęt w zmysłach, które są jej mieszkańcami! A we władzach duszy, które sprawować mają urząd przełożonych, rządców i mistrzyń tej twierdzy, jakie zaślepienie, jaki bezład! A drzewo na takim gruncie, którym jest sam diabeł, sadzone, jaki może owoc wydać?
5. Pewien mąż Boży mówił mi kiedyś, że nie tyle dziwi się temu, co człowiek będący w grzechu śmiertelnym może uczynić złego, ile raczej temu, że nie czyni rzeczy jeszcze gorszych. Niechaj nas Bóg w miłosierdziu swoim uchroni od tego największego nieszczęścia, bo nic nie ma dla nas, póki żyjemy na tej ziemi, co by istotnie zasługiwało na tę nazwę, prócz tego nieszczęścia grzechu śmiertelnego, które prowadzi za sobą wieczne bez końca nieszczęście. To jest, córki, czego nade wszystko i na każdy dzień życia lękać się powinnyśmy i w modlitwach naszych pomoc wypraszać, bo jeśliby Pan nie strzegł miasta, na próżno my trudzilibyśmy się, strzegąc go. Bo sami z siebie niemocą tylko jesteśmy.
Osoba ona, której Bóg raczył ukazać ohydę duszy grzechem śmiertelnym zmazanej, dwojaką, jak upewnia, z tego widzenia korzyść odniosła: naprzód bojaźń najgłębszą obrazy Bożej, skutkiem czego bezprzestannie błaga Pana, by nie dał jej upaść i takie straszliwe ściągnąć na siebie nieszczęście, a po wtóre, widzenie ono posłużyło jej i służy za zwierciadło (s.233) pokory, ukazując jej, jako żaden najlepszy uczynek nasz nie bierze początku z nas samych, tylko z tego źródła, nad którym zasadzone jest to drzewo duszy naszej i z owego Słońca, które samo ożywcze ciepło daje naszym uczynkom. Tak żywo, dodaje ta osoba, stanęła jej przed oczami ta prawda, że ile razy odtąd zdarzyło jej się spełnić jaki dobry uczynek albo widzieć go spełnianym przez drugich, zaraz go odnosiła do tego źródła i początku, rozumiejąc to dobrze, że bez tej pomocy Bożej nic uczynić byśmy nie mogli. Dlatego też zawsze, zapominając o sobie w tym, co czyniła dobrego, dusza jej tejże chwili z dziękczynieniem i uwielbieniem wznosiła się do Boga.
6. Nie będzie to, wierzajcie, siostry, stracony czas, który poświęcimy, wy na czytanie, ja na pisanie tych uwag, jeśli z nich odniesiemy powyższe dwie korzyści. Uczonym i teologom takich objaśnień nie potrzeba, bo sami od razu rozumieją te prawdy, ale nasz słaby umysł niewieści rzeczy tych nie pojmie, jeśli mu jasno i dokładnie nie przedstawimy, o co chodzi; może też dlatego Pan raczy mi przywodzić na myśl takie porównania; niechaj boska dobroć Jego wspomaga nas łaską swoją.
7. Rzeczy te wewnętrzne tak są zawiłe do zrozumienia, że kto się zabiera do mówienia o nich z takim słabym zasobem umiejętności, jak u mnie, musi zawadzić o wiele rzeczy niepotrzebnych albo i wprost niedorzecznych, nim natrafi i powie jedną do rzeczy. Niech czytający uzbroi się w cierpliwość, bo i mnie niemało jej było potrzeba do pisania tego, na czym się nie znam. I nieraz mi się zdarza, że biorę pióro do ręki jak nieprzytomna, sama nie wiedząc, co mam powiedzieć i od czego zacząć. Dobrze to jednak rozumiem, że ważną wam oddam przysługę, gdy wam objaśnię, o ile i jak potrafię, niektóre tajemnice życia wewnętrznego; bo choć nam wciąż zalecają ważność i potrzebę modlitwy wewnętrznej i konstytucje nasze obowiązują nas do odprawiania jej po kilka godzin dziennie, w naukach jednak o tym przedmiocie zawsze nam (s.234) tylko mówią o tym, co my na modlitwie czynić możemy i powinnyśmy, o cudownych zaś i nadprzyrodzonych w duszy działaniach Pana rzadko kiedy słyszymy. Opisanie więc i objaśnienie na różny sposób tych nadprzyrodzonych spraw nie będzie rzeczą zbyteczną, owszem, wielką z tego odniesiemy pociechę, gdy przypatrzymy się bliżej tej cudownej wewnętrznej budowie, tak mało znanej między śmiertelnymi, choć tylu ich przez jej mieszkania przechodzi. Wprawdzie w innych już poprzednich pismach moich niejakie z łaski Pana dałam w tym przedmiocie objaśnienia, ale widzę, że niektóre z tych rzeczy, właśnie najtrudniejsze, wówczas nie tak dobrze jeszcze rozumiałam, jak je rozumiem obecnie. Główna trudność w tym, że chcąc dojść do tych tajemnic tak wysokich, zmuszona będę — jak już powiedziałam — mówić pierwej o wielu rzeczach powszechnie wiadomych, gdyż inaczej nie potrafię przy moim prostym umyśle.
8. Wróćmy już teraz do twierdzy naszej i jej licznych mieszkań. Mieszkania te macie sobie przedstawiać, nie jedno za drugim, jakby szereg komnat rzędem się ciągnących, ale raczej sięgajcie okiem do środka, gdzie jest komnata główna albo pałac, kędy król przebywa. Podobnie jak owoc palmowy osłoniony jest warstwami powłok, przez które przebić się trzeba, chcąc się dostać do ukrytego w środku słodkiego jądra, tak tu owa główna komnata otoczona jest mnóstwem innych, dokoła niej, nad nią i pod nią leżących. Rzeczy dotyczące duszy trzeba przedstawiać sobie jako wielkie, potężne i wspaniałe, bo rzeczywiście objętość i pojemność duszy o wiele jest większą niż sobie wyobrazić zdołamy, a do wszystkich niezliczonych jej mieszkań przenika światłością swoją ono słońce, mieszkające w pośrodku tego pałacu. Jest to bardzo ważne dla duszy, w wyższym lub niższym stopniu oddanej modlitwie, by miała swobodę i jej nie ścieśniała. Niech sobie przechadza się swobodnie po tych mieszkaniach i górnych, i dolnych, i bocznych, należy się jej ta wolność, skoro Bóg sam (s.235) tak wysoką zaszczycił ją dostojnością. Niech się nie krępuje przebywać dłużej w jednym mieszkaniu. Oby tylko weszła w prawdziwe poznanie samej siebie! To bowiem (obyście mnie zrozumiały!) jest potrzebne każdej, nawet już dopuszczonej do samego wewnętrznego mieszkania, kędy Pan przebywa. Nigdy zatem — i najwyżej podniesiona — nie powinna, zresztą nie mogłaby, choćby chciała, tracić tego z oczu, gdyż pokora zawsze pracuje na sposób pszczoły, wyrabiającej w ulu miód swój, i gdyby pracowała inaczej, praca jej byłaby daremna. Otóż jak pszczoła, zważmy to porównanie, nie siedzi ciągle w ulu, ale wciąż wylatuje z niego i lata od kwiatu do kwiatu zbierając miód, tak i duszy pracującej nad poznaniem siebie, dobrze jest, niech mi wierzy, wzlecieć niekiedy wyżej, do rozważania wielmożności Boga. Lepiej tam pozna niskość swoją, niż w samej sobie, a nadto łatwiej tam oswobodzi się od tych gadzin, wdzierających się za nią do pierwszych komnat, które stanowi poznanie siebie. A jakkolwiek i to jest wielkie miłosierdzie Boże, gdy ktoś się w tym ćwiczy, wszakże — jak mówi przysłowie — za wiele tak samo szkodzi, jak i za mało. Wierzcie mi również, że prędzej urośniemy w dzielność i cnotę zapatrując się na Boga, niż ciągle tylko trzymając oczy utkwione w tym mule ziemskim.
9. Nie wiem, czy dość jasno wyraziłam myśl moją, bo to poznanie siebie jest tak ważne, że bynajmniej nie życzyłabym, byście się kiedyś w pracy nad nim opuszczały, choćbyście i najwyżej modlitwą wstępowały do nieba. Dopóki żyjemy na tej ziemi, nie ma nic, co by nam bardziej było potrzebne niż pokora. Dlatego mówiłam i powtarzam, że dobrze nam jest i nic nad to nie ma lepszego, byśmy starały się nasamprzód wnijść do onej pierwszej komnaty, gdzie uczymy się poznania siebie, nie zrywając się od razu do lotu ku mieszkaniom wyższym, gdyż do nich właśnie ta jest droga. A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć skrzydeł i unosić się w powietrze? — raczej o to się starajmy, byśmy na tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, (s.236) jeśli nie staramy się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi.
10. Dwojaka z tego dla nas korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną przyłożysz do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się bielsza, a czarność tamtej czarniejsza; po wtóre zaś, przez takie na przemiany zapatrywanie się na Boga i na siebie umysł i wola nasza uszlachetniają się i stają się sposobniejsze do wszystkiego, co dobre. Ciągłe zaś zanurzanie się myślą w błocie nędz naszych nie jest pożyteczne. Bo jak wyżej mówiłam o duszach leżących w grzechu śmiertelnym, że wszystko, co z nich wypływa, to jest wszystkie sprawy ich zarażone są plugastwem i złą wonią grzechu, tak i tu (niech mi Bóg wybaczy to porównanie) dzieje się z nami coś podobnego. Gdy ciągle pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej, strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?
11. O wielki Boże, ileż to jest dusz, córki moje, którym diabeł takim sposobem ciężkie szkody wyrządza! Wszystko to i wiele jeszcze innych rzeczy, które mogłabym przytoczyć, wydaje się tym duszom szczerą pokorą, a wszystko to tylko dowodzi, że im daleko jeszcze do poznania samych siebie, albo że jest ono u nich wypaczone. I nie dziwię się im, bo kto nigdy (s.237) się nie podnosi wyżej ponad siebie, ten jeszcze gorszych rzeczy obawiać się może. Dlatego mówię wam, córki, podnośmy oczy nasze na Chrystusa, najwyższe dobro nasze i na świętych Jego, a tam nauczymy się prawdziwej pokory i uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i serce, a poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc pierwsze mieszkanie, chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w sobie bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych gadzin, które tu za nią przypełzły, może postąpić ku dalszym mieszkaniom. Straszne są jednak te groźby i podstępy, jakich diabeł używa dla przeszkodzenia duszom, aby nie doszły do poznania samych siebie i do zrozumienia dróg swoich.
12. Pierwsze to mieszkanie znam dobrze z własnego doświadczenia, mogę więc o nim mówić z wszelką świadomością. Nie przedstawiajcie go sobie jako składające się z niewielu komnat, jest ich bowiem mnóstwo niezliczone, jak niezliczone mogą być sposoby, którymi dusze tu wchodzą, a każda w dobrym zamiarze. Ale diabeł, czyhający na ich zgubę, w każdej z tych komnat rozstawia całe hufce czartów, aby im broniły przejścia z jednej do drugiej; biedna zaś dusza, nie domyślając się tego, raz w raz wpada w zastawione na nią niezliczone zasadzki; w mieszkaniach położonych bliżej komnaty kędy król przebywa, zdrady tego chytrego wroga nie tyle już są szkodliwe. Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego, skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela. Potrzeba więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze (s.238) przyrodzone, nie mają siły do obrony. Prawdę mówiąc, to w każdym stanie duszy potrzebna nam jest pomoc Boża, której oby On, w boskim miłosierdziu swoim, raczył nam użyczyć, amen.
13. O, jakże pełnym wszelakich nędz jest to życie, którym tu na ziemi żyjemy! Lecz ponieważ na innym miejscu mówiłam już obszernie o szkodach, grożących duszy z braku należnego zrozumienia tej nauki, o pokorze i poznaniu siebie, nad tym przedmiotem, choć dla nas najważniejszym, dłużej tu rozwodzić się nie będę. Daj Boże, by z tego, co powiedziałam, jakikolwiek był dla nas pożytek.
14. Jedną tu jeszcze rzecz zważcie, że do tych pierwszych komnat i mieszkań zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka król. Nie żeby one były całkiem ciemne i czarne, jak wtedy, gdy dusza jest w stanie grzechu, ale że panuje w nich pewien zmrok, który — sama nie wiem, jak to wyrazić — pochodzi nie z samego mieszkania, tylko z winy duszy w nim zostającej, czyli raczej z winy tego mnóstwa płazów, padalców i gadzin jadowitych, które za nią tam weszły i przeszkadzają jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do pokoju wystawionego na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem, iż ledwo by je mógł otworzyć. Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza jasnością jego cieszyć się nie może z powodu tego robactwa i zwierzyny, które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz nich, nie widziała. Tak mi się przedstawia stan duszy, który choć nie leży już w grzechu, ale tak jeszcze jest — jak już mówiłam — zajęta rzeczami tego świata, tak zanurzona w troskach o majątek, o honor, o interesy doczesne, że jakkolwiek szczerze chciałaby widzieć i cieszyć się widokiem wewnętrznej piękności swojej, przywiązania te światowe stają jej na przeszkodzie i zdaje się jej niepodobieństwem z nich się otrząsnąć. Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć (s.239) niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może, by który dziś lub jutro go nie ukąsił.
15. Powiedzcie teraz, córki, co by to było, gdyby dusze tak jak my, już wyzwolone z tych sideł, już daleko głębiej wpuszczone do tajemnych mieszkań twierdzy, same z własnej winy wracały do tego zgiełku i odmętu marności światowych? A niestety, snadź dla grzechów naszych wiele jest dusz takich, które wziąwszy łaski od Boga, świadomie i rozmyślnie znowu je dla tej nędzy porzucają. My tutaj w tym schronieniu naszym wolne jesteśmy zewnętrznie; daj Boże, byśmy były nimi i wewnątrz!
Strzeżcie się, córki moje, troszczenia się o rzeczy obce powołaniu waszemu. Zważcie, że niewiele w tej twierdzy jest mieszkań, w których by walka ze złymi duchami zupełnie ustawała. W niektórych wprawdzie straż duszy — to jest, jak mówiłam już, władze jej — dość ma siły do wytrzymania tej walki; zawsze jednak powinnyśmy nie ustawać w czuwaniu, abyśmy umiały odkryć zdrady ducha ciemności, aby nas nie oszukał pod udaną postacią anioła światłości, bo mnóstwo on ma sposobów, którymi może nas przyprawić o szkodę, zakradając się nieznacznie i stopniowo, tak iż nieraz spostrzegamy się dopiero po szkodzie.
16. Kiedyś już, na innym miejscu, porównywałam te podstępy z piłą głuchą, cicho i nieznacznie pracującą i ostrzegałam was, jak wiele na tym zależy, byśmy umiały poznać się na nich z samego początku. Dla lepszego objaśnienia rzeczy, dodam tu jeszcze kilka uwag.
Wznieci, na przykład, kusiciel w której siostrze tak zapalczywe pragnienie pokuty, iż nie może biedna znaleźć sobie spokoju, jeno gdy się znęca nad ciałem swoim. Początek (s.240) to dobry; ale jeśli przeorysza zabroniła zadawania sobie umartwień bez pozwolenia, a ta, idąc za poduszczeniem złego ducha, powie sobie, że w rzeczy tak dobrej dobrze jest nie słuchać i dalej prowadzi po kryjomu umartwienia swoje i takie sobie zadaje pokuty, iż skutkiem ich traci zdrowie i staje się niezdolna do spełniania obowiązków, które na nią wkłada Reguła, tedy same widzicie, do czego prowadzi i na czym się kończy on dobry początek.
W drugiej wzbudził diabeł gorliwość o postęp w doskonałości. Bardzo to dobra rzecz; ale z gorliwości tej może wyniknąć taki skutek, że każde najmniejsze uchybienie, jakie ta zełantka spostrzeże w drugich, będzie jej się wydawało wielkim wykroczeniem i będzie śledziła postępowanie sióstr, i donosiła o wszystkim przeoryszy. Może nawet zdarzyć się niekiedy, że przez tę wielką gorliwość swoją o ścisłe przestrzeganie przepisów przez drugich, nie spostrzeże własnych uchybień swoich, a siostry, nie wiedząc jej intencji, widząc tylko takie jej niepowołane wtrącanie się w ich sprawy, łatwo mogą wziąć jej to za złe.
17. Chodzi tu diabłu zaiste nie o bagatelę, bo usiłuje oziębić tę miłość wzajemną i jednomyślność, jaka wszystkie siostry między sobą łączyć powinna, a to wielkim. byłoby nieszczęściem. Rozumiejmy to dobrze, córki moje, że doskonałość prawdziwa zasadza się cała na miłości Boga i bliźniego; im lepiej spełnimy te dwa przykazania, tym wyżej staniemy w doskonałości. Cała Reguła nasza i Konstytucje nie inny mają cel, jeno ten, by nam były środkiem do jak najdoskonalszego zachowania przykazania miłości Boga i bliźniego. Powściągajmy zapędy niewczesnej gorliwości, które nam wiele złego mogą sprawić. Niechaj każda samej siebie pilnuje.
Nie mam potrzeby dłużej nad tym się zastanawiać, wobec obszernych, jakie wam na innym miejscu dałam w tym przedmiocie objaśnień.
18. Tak ważny jest ten obowiązek wzajemnej między (s.241) wami miłości, że chciałabym, byście nigdy o nim nie zapominały. Z takiego bowiem ciągłego upatrywania w drugich lada bagateli, która może nawet nie będzie niedoskonałością, bo tylko przez nieświadomość widzisz w niej co złego, taki będzie skutek, że i sama stracisz pokój duszy, i drugim go zakłócisz; zobacz więc sama, jak drogo kosztowałaby taka doskonałość. Pokusę taką mógłby czart wzniecić i względem przeoryszy, co byłoby rzeczą bardziej jeszcze niebezpieczną. Wielkiej bowiem w takim wypadku potrzeba roztropności. Jeśli postępowanie jej istotnie sprzeciwia się w czym Regule i Konstytucjom, nie zawsze można to przemilczeć i na dobrą stronę tłumaczyć; czasem potrzeba ją ostrzec, a jeśliby to pozostało bez skutku, donieść zwierzchnikowi; tego wymaga prawdziwa miłość. Podobnie należy postępować z siostrami w razie jakiego wykroczenia w rzeczy ważnej; milczenie w takim wypadku z obawy, że może to z naszej strony tylko pokusa, samo byłoby pokusą. Ale roztropności i rozwagi potrzeba tu wielkiej (aby nas diabeł nie oszukał); nigdy nie należy o takich rzeczach rozmawiać między sobą, z czego łatwo mógłby się wyrodzić zwyczaj szemrania i obmowy, na pociechę czartowi. Mówić o tym trzeba tylko temu, kto może i powinien złemu zaradzić. Tu u nas, dzięki Bogu, nie tak łatwa jest sposobność do szemrania i obmowy; broni nas od niej przepisane ciągłe milczenie; wszakże i nam dobrze będzie mieć się na baczności.


DIE ERSTE WOHNUNG
ERSTES KAPITEL


Wie ich heute unseren Herrn anflehte, er möge durch mich reden – weil ich nichts zu sagen fand und nicht wußte, wie ich mit der Erfüllung dieser Aufgabe beginnen sollte –, da bot sich mir dar, was ich nunmehr sagen und als Fundament gebrauchen möchte: nämlich unsere Seele als eine Burg zu betrachten, die ganz aus einem Diamant oder einem sehr klaren Kristall besteht und in der es viele Gemächer gibt, gleichwie im Himmel viele Wohnungen sind. Denn wenn wir es recht betrachten, Schwestern, so ist die Seele des Gerechten nichts anderes als ein Paradies, in dem der Herr, wie er selbst sagt, seine Lust hat. Nun, was meint ihr, wie wohl die Wohnstatt sein mag, in der ein solch mächtiger, weiser und reiner König, der so reich an Gütern jeglicher Art ist, sich ergötzt? Ich finde nichts, mit dem sich die große Schönheit einer Seele, ihre Weite und ihre hohe Befähigung vergleichen ließe. Und wahrlich, unsere Einsicht und unser Verstand – so scharfsinnig sie sein mögen – reichen schwerlich aus, sie zu begreifen, genauso wenig wie sie Gott sich auszudenken vermögen; denn er selbst sagt, daß er uns schuf nach seinem Bilde. Ist dies wirklich so – und es ist so –, dann brauchen wir uns nicht abzumühen in dem Verlangen, die
Schönheit dieser Burg zu erfassen. Obgleich zwischen ihr und Gott der Unterschied besteht, der den Schöpfer trennt vom Geschöpf – da sie ja etwas Erschaffenes ist –, so genügt doch das Wort Seiner Majestät, daß sie nach seinem Bilde geschaffen ist, um die große Würde und Schönheit der Seele uns als kaum fassbar erscheinen zu lassen.
Nicht wenig Elend und Verwirrung kommen daher, daß wir durch eigene Schuld uns selber nicht verstehen und nicht wissen, wer wir sind. Erschiene es nicht als eine schreckliche Unwissenheit, meine Töchter, wenn jemand keine Antwort wüßte auf die Frage, wer er ist, wer seine Eltern sind und aus welchem Lande er stammt? Wäre dies ein Zeichen viehischen Unverstands, so herrschte in uns ein noch unvergleichlich schlimmerer Stumpfsinn, wenn wir uns nicht darum kümmerten, zu erfahren, was wir sind, sondern uns mit diesen Leibern zufriedengäben und folglich nur so obenhin, vom Hörensagen, weil der Glaube es uns lehrt, davon wüßten, daß wir eine Seele haben. Aber welche Güter diese Seele in sich bergen mag, wer in ihr wohnt und welch großen Wert sie hat, das bedenken wir selten, und darum ist man so wenig darauf bedacht, ihre Schönheit mit aller Sorgfalt zu bewahren. All unsere Achtsamkeit gilt der rohen Einfassung, der Ringmauer dieser Burg, das heißt: den Körpern.
Denken wir uns also, daß diese Burg – wie ich schon gesagt habe – viele Wohnungen hat, von denen einige oben gelegen sind, andere unten und wieder andere seitwärts, und daß sie ganz innen, in der Mitte all dieser Wohnungen, die allerwichtigste birgt: jene, wo die tief geheimnisvollen Dinge zwischen Gott und der Seele vor sich gehen. Es ist nötig, daß ihr auf dieses Gleichnis achtet. So Gott will, kann ich euch damit etwas von den Gnaden verständlich machen, die Gott nach seinem Belieben den Seelen verleiht, und von den Unterschieden, die zwischen ihnen bestehen (soweit dies nach meinem Verständnis möglich ist; denn alle zu verstehen, vermag niemand, so mannigfaltig sind sie; und schon gar nicht jemand, der so armselig ist wie ich). Denn wenn der Herr euch solche Gnaden erweisen sollte, wird es für euch ein großer Trost sein, zu wissen, daß dies möglich ist; und für die, denen dies nicht widerfährt, wird es ein Grund sein, seine große Güte zu loben. Es schadet uns ja nicht, darüber nachzusinnen, was im Himmel ist und was die Seligen genießen, vielmehr freut es uns und spornt uns an, dasselbe zu erlangen, was sie genießen – und genausowenig wird es uns schaden, wenn wir sehen, daß schon hier in der Verbannung dieser Welt ein solch großer Gott sich mit Würmern abgeben kann, die voll üblen Geruches sind, und daß eine so vollkommene Güte, ein solch unermeßliches Erbarmen uns liebt.
Wem die Erkenntnis der Möglichkeit, daß Gott diese Gnade hier in der Verbannung uns erweist, schaden sollte, dem müßte es – davon bin ich fest überzeugt – sehr an Demut und Nächstenliebe fehlen. Denn wie sollten wir uns sonst nicht darüber freuen, daß Gott diese Gnaden einem unserer Brüder erweist (was ihn ja nicht hindert, sie auch uns zu erzeigen) und daß Seine Majestät ihre Größe offenbart, an wem sie nun will? Manchmal wird der Herr es ja allein zu dem einen Zwecke tun, seine Größe sichtbar zu machen (wie er es sagte, als er dem Blinden das Augenlicht schenkte und die Apostel Ihn fragten, ob dieser wegen seiner eigenen Sünden oder wegen der Sünden seiner Eltern erblindet sei). Er tut es also nicht, weil diejenigen, denen er solche Gnaden erweist, heiliger wären als die anderen, denen er sie nicht erweist, sondern darum, daß man seine Größe erkenne (wie wir es am heiligen Paulus und an der Magdalena sehen) und daß wir ihn preisen in seinen Geschöpfen.
Man könnte nun sagen, diese Dinge erschienen unmöglich, und es sei gut, den Schwachen kein Ärgernis zu geben. Doch es ist weniger verloren, wenn diese Zaghaften nicht glauben, als wenn diejenigen um den Gewinn gebracht werden, denen Gott solche Gnaden erweist und die sich darüber freuen und dadurch ermuntert werden, ihn mehr zu lieben, der soviel Barmherzigkeit erzeigt, obgleich seine Macht und Herrlichkeit so groß sind. Das sage ich mit um so größerer Gewißheit, als ich weiß, daß bei denen, mit welchen ich rede, diese Gefahr nicht besteht; denn sie wissen und glauben, daß Gott noch größere Zeichen der Liebe vollbringt. Auch weiß ich, daß niemand, der hieran nicht glaubt, es aus eigenem Erleben erfährt; denn Gott liebt es sehr, daß man seinen Werken keine Schranke setzt. Und darum, Schwestern, möget ihr, die der Herr nicht auf diesem Wege führt, nie in solchen Unglauben verfallen.
Doch kehren wir zu unserer schönen, beglückenden Burg zurück, und schauen wir, wie wir hineingelangen können. Es scheint, als sagte ich einen Unsinn; denn wenn diese Burg die Seele ist, so ist doch klar, daß man nicht hineingehen muß, da man ja selbst die Burg ist. Genauso närrisch erschiene es, wenn man jemandem sagte, er möge in ein Zimmer gehen, in dem er sich bereits befindet. Doch ihr müßt verstehen, daß zwischen Darinnensein und Darinnensein ein großer Unterschied besteht. Es gibt viele Seelen, die sich im Wehrgang der Burg aufhalten – also dort, wo die Wachen stehen – und denen nichts daran gelegen ist, ihre inneren Anlagen zu betreten. Sie wissen nicht, was an diesem wundervollen Ort zu finden ist, noch wer darin weilt, ja nicht einmal, was für Gemächer die Burg umschließt. In manchen Andachtsbüchern habt ihr gewiß schon den Rat vernommen, die Seele möge in sich gehen. Damit ist genau dasselbe gemeint.
Ein großer Gelehrter sagte mir unlängst, die Seelen ohne Gebet glichen einem gelähmten, bewegungsunfähigen Körper, der zwar Hände und Füße besitze, ihnen aber nicht gebieten könne. Und wahrlich, so ist es. Es gibt Seelen, die so krank sind, die sich so daran gewöhnt haben, in äußeren Dingen befangen zu sein, daß es völlig undenkbar erscheint, sie könnten jemals in sich gehen. Denn es ist ihnen schon so zur Gewohnheit geworden, ständig mit dem Gewürm und Viehzeug umzugehen, das rings um die Burg sich regt, daß sie schon fast ebenso tierisch geworden sind, obwohl sie von Natur aus so reich begabt und fähig sind, mit keinem Geringeren als Gott selber zu reden. Bemühen sich diese Seelen nicht, ihr Elend zu begreifen und ihm abzuhelfen, so müssen sie zur Salzsäule erstarren, weil sie den Blick nicht zurück auf sich selber richten (wie es – umgekehrt – dem Weibe des Lot geschah, weil es zurückschaute).
Nach meiner Erfahrung sind das Gebet und die Andacht das Tor, durch das man die Burg betreten kann. Damit meine ich das mündliche Gebet nicht minder als das Gebet im Geiste; denn um Gebet zu sein, bedarf beides der Ehrfurcht und Andacht. Ein Gebet, bei dem man nicht darauf achtet, mit wem man redet und was man erbittet, wer der Bittsteller ist und wer der Angeflehte, das nenne ich kein das nenne ich kein Gebet, mag man dabei auch noch so viel die Lippen bewegen. Wird manchmal, auch wenn man nicht mit dieser Aufmerksamkeit dabei ist, dennoch ein Gebet daraus, so nur deshalb, weil man bei anderen Gelegenheiten die nötige Andacht aufgebracht hat. Doch wenn jemand gewohnt ist, mit der Majestät Gottes so zu reden, als spreche er mit seinem Sklaven, ohne darauf zu schauen, ob er unrecht rede, sondern einfach so daherschwatzt, was ihm in den Mund kommt und was er von früher auswendig weiß, so halte ich das für kein Gebet, und Gott verhüte, daß irgendein Christ es dafür halte. Ich hoffe auf Seine Majestät, Schwestern, daß dies unter euch nicht geschehe; denn ihr seid es ja gewohnt, euch mit innerlichen Dingen zu befassen. Das ist ein recht gutes Mittel, um nicht in solchen Schwachsinn zu verfallen.
Doch wir wollen nicht mit diesen lahmen Seelen reden, die sich in argem Elend und großer Gefahr befinden, wenn nicht der Herr selber kommt und ihnen (wie jenem Manne, der dreißig Jahre neben dem Teich gelegen war) gebietet, sich zu erheben, sondern wollen zu den anderen Seelen sprechen, die schließlich in die Burg eingehen. Obwohl sie tief in der Welt stecken, haben sie doch ein gutes Verlangen, und zuweilen – wenn auch selten – empfehlen sie sich dem Schutze unseres Herrn und denken darüber nach, wer sie sind, sei es auch nicht sehr gründlich. Auch beten sie jeden Monat irgendwann einmal, von tausend Geschäften erfüllt, mit denen ihre Gedanken fast immer umgehen. Sie sind so daran gefesselt – denn »wo ihr Schatz ist, dahin geht ihr Herz« –, daß sie sich zuweilen vornehmen, sich davon frei zu machen. Von großer Bedeutung ist es da, wenn sie sich selbst erkennen und sehen, daß sie nicht auf dem rechten Wege sind, der zur Burgpforte hineinführt. Endlich treten sie in die ersten der unteren Gemächer ein; doch mit ihnen dringt so viel Gewürm ein, daß sie weder die Schönheit der Burg zu sehen vermögen noch zur Ruhe kommen können. Schwer genug ist es ihnen gefallen, überhaupt hereinzukommen.
Diese Schilderung wird euch unangebracht erscheinen, meine Töchter, da ihr durch Gottes Güte nicht zu diesen Menschen gehört. Ihr müßt Geduld haben, denn ich weiß nicht, in welcher Weise ich euch sonst verständlich machen könnte, wie ich gewisse innere Dinge des Gebets verstehe. Der Herr gebe, daß es mir gelingt, etwas zu sagen. Was ich euch gern erklären würde, ist nämlich recht schwierig zu verstehen, wenn man es nicht selbst erfahren hat. Habt ihr es erlebt, so werdet ihr erkennen, daß es unumgänglich ist, an das zu rühren, wovon wir – so der Herr will – verschont bleiben mögen, um seiner Barmherzigkeit willen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz