MIESZKANIE PIERWSZE
http://pl.gloria.tv/?media=570997
Mówi
w nim o piękności i godności duszy ludzkiej. — Objaśnia to za pomocą
porównania stanowiącego myśl przewodnią całej księgi i mówi, jak wiele
na tym zależy, byśmy znali tę godność naszą i umieli cenić łaski, jakie
otrzymujemy od Boga, i że bramą do tej twierdzy wewnętrznej jest
modlitwa.
l.
Gdym dzisiaj, niezdolna nic wymyśleć ani nie wiedząc od czego zacząć to
pisanie, polecone mi przez posłuszeństwo, klęczała na modlitwie i
błagała Pana, aby On raczył mówić za mnie, nasunęło mi się na myśl to,
co zaraz opowiem jako fundament niejaki i podstawa wszystkiego.
Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu
albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych
komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. Bo w istocie,
siostry, jeśli dobrze rzecz zważymy, dusza sprawiedliwego nie jest
niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością
przebywa. Jakież bowiem, powiedzcie same, musi być to mieszkanie, w
którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego
pełny, rozkosz dla siebie znajduje? Daremnie szukam i nic nie znajduję,
do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność
duszy ludzkiej. I w rzeczy samej, jak umysł nasz, jakkolwiek by był
bystry, nie zdoła pojąć Boga, tak również ledwo może pojąć wielkość
duszy, którą Bóg, jak nam to własnym słowem swoim oznajmia, (s.225)
stworzył na swój obraz i podobną sobie. A jeżeli tak jest w istocie, na
próżno trudziłybyśmy się, chcąc zrozumieć w zupełności całą piękność tej
twierdzy; bo jakkolwiek między duszą stworzoną a Bogiem taka zachodzi
różnica, jak pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, dość przecie tego, co nam
Pan mówi, iż stworzona jest na podobieństwo Jego, abyśmy zrozumieli, że
nie zdołamy pojąć tak wielkiej piękności i godności duszy ludzkiej.
2.
Wielka to zaiste wina nasza i wstyd, że z własnej winy naszej nie znamy
samych siebie ani nie wiemy, czym jesteśmy. Czy nie byłoby to wielkim
wstydem, córki moje, gdyby kto zapytany, kim on jest, nie umiał na to
odpowiedzieć, aniby wiedział, kim jest jego ojciec, kim matka, gdzie i w
jakim kraju się urodził? Jeśliby to już było wielką głupotą, to czyż
nie daleko większą jest, gdy nie troszczymy się o poznanie wysokiego
dostojeństwa duszy naszej i żyjemy całkiem zanurzeni w tym ciele naszym?
I wierzymy tylko tak na głucho, że mamy duszę, bo tak nam powiedziano i
tak uczy wiara. Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka
jest wysoka cena jej, i kto jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko
kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało sobie ważymy obowiązek
starania się z wszelką usilnością o zachowanie jej piękności. Wszystka
zaś myśl i troska nasza obraca się jedynie około grubej oprawy tego
diamentu, około zewnętrznego wału tej twierdzy, którym jest ciało nasze.
3.
Zważmy teraz, że twierdza ta ma wiele różnych mieszkań, jedne na górze,
drugie na dole, jedne po bokach, drugie we wnętrzu gmachu, a w samym
pośrodku tych mieszkań jest jedno najważniejsze, w którym zachodzą
najbardziej tajemne rzeczy pomiędzy Bogiem a duszą. Potrzeba, córki,
byście dobrze zachowały w pamięci to porównanie; może za pomocą jego
spodoba się Bogu dać wam niejakie poznanie łask, jakich On raczy użyczać
duszom i różne ich rodzaje, o ile poznanie ich jest dla nas rzeczą
możliwą. Łask tych bowiem jest takie (s.226) mnóstwo i taka ich
rozmaitość, że poznać wszystkich żaden człowiek nie zdoła, a tym
bardziej taka nędza, jaką ja jestem. Jeśli Pan zechce którym użyczyć
tych łask, wielka to będzie dla nich pociecha wiedzieć o tych darach;
jeśli inne ich nie otrzymają, sama wiadomość o nich będzie im pobudką do
wysławiania wielkiej dobroci Pana. Podobnie bowiem, jak rozważanie tych
rzeczy, które są w niebie i rozkoszy, jakich tam używają błogosławieni,
nie tylko żadnej szkody nam przynieść nie może, ale owszem radością
napełnia nam serce i pobudza nas, abyśmy usiłowali osiągnąć to
szczęście, którym cieszą się święci — tak również nie ma obawy, by nam
co zaszkodzić miało poznanie tej prawdy istotnej, że Bóg tak wielki,
jeszcze w tym wygnaniu ziemskim udziela siebie takim nędznym, jak my,
cuchnącym robakom; przeciwnie, poznanie tego może nas tylko pobudzić do
umiłowania tej tak łaskawej dobroci i tego nieskończonego miłosierdzia.
Kto by istotnie gorszył się z tej prawdy, że nie ma w tym żadnego
niepodobieństwa, by Bóg jeszcze na tej ziemi takich łask użyczał, w tym,
twierdzę to bez wahania, nie ma ani pokory, ani miłości bliźniego; bo
gdyby te dwie cnoty posiadał, jakżeż nie miałby się cieszyć z tego, że
Bóg brata jego takimi darami ubogaca, zwłaszcza że ta boska hojność Pana
względem innych bynajmniej Mu nie przeszkadza, by i nas z równą
hojnością obdarzył? Jak to więc być może, by nie cieszył się z tego, że
Boski Majestat Jego raczy w taki sposób objawić, nad kim zechce,
wielmożność swoją? Nieraz udzielanie tych wielmożności Bożych jest tylko
dla ich ukazania, czego mamy przykład na onym człowieku ślepym od
urodzenia, o którym, na zapytanie Apostołów: Kto zgrzeszył, on, czy
rodzice jego, że się niewidomym narodził? — Jezus odpowiedział: Ani on
nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale aby sprawy Boże w nim się objawiły.
Zdarza się więc, że Pan, użyczając tych łask jednym duszom raczej niż
drugim, użycza ich nie dlatego, by te były świętsze od tamtych, ale iżby
się okazała wielmożność Jego, jak to uczynił świętemu Pawłowi i
Magdalenie, a zatem, abyśmy Go wszyscy wielbili w stworzeniach Jego.
4.
Może tu kto zarzuci, że są to rzeczy, które wydają się niemożebne i że
byłoby lepiej nie gorszyć słabych w wierze. — Ale że tacy w te rzeczy
nie uwierzą, jest to mniejsze zło, niż gdyby ci, którym Bóg podobne
łaski czyni, nie mieli z nich korzystać, gdyż będzie to dla nich
pociechą i zagrzeje ich do coraz gorętszej miłości Tego, który tak będąc
potężny i tak wielkiego Majestatu Panem, raczy przecież tak wielkie
miłosierdzie czynić swemu stworzeniu. Tym śmielej i bezpieczniej to
mówię, bo wiem, że nie masz obawy, by te, które to czytać będą, miały
się zgorszyć z tego, co piszę, bo są to dusze świadome tego i wierzące,
że Bóg mocen jest dawać i daje, gdy chce, stworzeniom swoim takie i
większe jeszcze dowody miłości swojej. Kto zaś nie wierzy w tę prawdę,
ten też, pewna tego jestem, nigdy jej na sobie nie doświadczy, bo Bóg
nie chce tego, by znaczono granice dziełom miłosierdzia Jego. Niech się
więc wystrzegają tego, zwłaszcza te spośród nas, które by Pan tą drogą
nie prowadził.
5. Wracając zatem do tej pięknej, rozkosznej twierdzy naszej, przypatrzmy się, jak i którędy do niej wejść możemy.
Może
tu wyda się komu, że mówię od rzeczy, bo jeśli tą twierdzą jest sama
dusza, tedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób
dostania się do niej, skoro już w niej jest, i jest nią sama; byłaby to
taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogo zapraszali do pokoju, w
którym on już się znajduje. — Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest
różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w
zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i
ani im w myśli wnijść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym
wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w
księgach duchowych tę radę, że potrzeba duszy wejść w siebie; otóż tu
właśnie o to chodzi.
6.
Niedawno temu z ust bardzo uczonego teologa słyszałam to zdanie, że
dusze nie oddające się modlitwie wewnętrznej podobne są do ciała
ruszonego powietrzem albo sparaliżowanego (s.228), które choć ma ręce i
nogi, władać nimi nie może. Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i
tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż
straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i
wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe
przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u
nich w nałóg i same stały się niemal nimi. A choć z przyrodzenia swego
tak są bogato uposażone, iż z takim wysokim Panem, jakim jest Bóg sam,
mogłyby przestawać, to przecież od tego niesławnego towarzystwa oderwać
się nie mogą. Takie dusze, jeśli nie uznają swej nędzy i nie zechcą
szukać na nią lekarstwa i nie zwrócą wzroku w głąb siebie, takiego losu
się doczekają, jak żona Lota, która za to, że się obejrzała, stała się
słupem soli.
7.
Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz
rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą
myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą,
musi towarzyszyć uwaga. Kto bowiem modli się bez zastanowienia się nad
tym, do kogo mówi, o co prosi, i kto jest on, który prosi, a kto Ten,
którego prosi, tego modlitwy, jakkolwiek by długo i pilnie ruszał
wargami, ja nie nazwę modlitwą. Może wprawdzie się zdarzyć, że w pewnych
wypadkach niestarania się o uwagę, ona przyjdzie, a to skutkiem starań
poprzednio czynionych, lecz kto by nałogowo zwykł rozmawiać z Majestatem
Boskim tak, jakby mówił do sługi swego, nie zważając czy wyraża się
dobrze, czy źle, i mówi co mu przyjdzie na usta albo co od ciągłego
powtarzania już umie na pamięć, tego modlitwy, powtarzam, nie uznaję za
modlitwę, a daj Boże, by nie było żadnej duszy chrześcijańskiej, która
by się w taki sposób modliła. Do was, siostry, ufam w miłosierdziu
Bożym, że nigdy się podobna zdrożność nie zakradnie, bo macie we
zwyczaju rozważać o rzeczach wewnętrznych, co jest od podobnej
bezmyślności skuteczną obroną. (s.229)
8.
Nie mówmy jednak o takich duszach sparaliżowanych, którym wielkie grozi
niebezpieczeństwo, jeśli Pan nie zlituje się nad nimi — jak zlitował
się nad paralitykiem przy sadzawce Betsaidzkiej, trzydzieści i osiem
lat cierpiącym na swoją chorobę — lecz zajmijmy się innymi duszami,
które choć nie od razu, w końcu przecież wchodzą do twierdzy. Są to
dusze bardzo jeszcze zaprzątające się światem, ale miewają przecież i
dobre pragnienia i choć w dalekich odstępach czasu, uciekają się
przecież do Pana i polecają siebie miłosierdziu Jego i zastanawiają się
nad sobą, choć niedługo i pobieżnie. Kilka razy na miesiąc osobny sobie
czas upatrują na modlitwę, choć prawda, że najczęściej pełną roztargnień
i myśli o sprawach światowych, do których bardzo są jeszcze
przywiązane, albowiem gdzie jest skarb twój, tam i serce twoje. Od czasu
do czasu zdobywając się na męstwo, odrywają się chwilowo od swych
roztargnień zewnętrznych dla spokojnego na osobności rozważania, co już
jest wielką rzeczą, bo prowadzi je to do poznania samych siebie i do
przekonania się, że drogą, którą dotąd szły, do bramy twierdzy nie
trafią. Tak więc wchodzą do pierwszego mieszkania z najniższych, ale
tyle razem z nimi wciska się gadzin, że nie są jeszcze zdolne rozpatrzyć
się w piękności gmachu, ani w nim odpocząć. Zawsze jednak dobrze, że
przynajmniej weszły.
9.
Może wam się wyda, siostry, że to nie należy do rzeczy, bo z łaski Boga
do rzędu takich dusz wy nie należycie. — Ale miejcie cierpliwość, nie
potrafię inaczej wytłumaczyć wam tak, jak ja je rozumiem, niektórych
punktów modlitwy i życia wewnętrznego, tylko w ten sposób, a daj Boże,
bym choć tak potrafiła. Bardzo to trudna rzecz, dokładne określenie
tego, co bym tu chciała wam wytłumaczyć, komu do zrozumienia objaśnień
moich nie przyjdzie w pomoc własne doświadczenie; kto zaś przeżywał te
rzeczy, ten uzna, że niepodobna mówić o nich, a nie dotknąć mimochodem
pewnych prawd, które, ufam w miłosierdziu Pana, was nigdy dotyczyć nie
będą.
ROZDZIAŁ 2
Opowiada,
jak wstrętna staje się dusza, gdy ją skazi grzech śmiertelny, i jako
Pan pewnej osobie raczył dać niejakie poznanie tej prawdy. — Mówi
również o poznaniu samego siebie. Przy tym dotyka niektórych punktów
godnych uwagi i pożytecznych. — Objaśnia, jak się ma rozumieć te
mieszkania duszy.
l.
Nim postąpię dalej, pragnę wam powiedzieć, abyście naprzód dobrze
zrozumiały, jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i
wspaniała, ta perlą nad wszelkie perły wschodnie najdroższa, to drzewo
żywota, zasadzone nad ściekaniem wody żywej, którą jest sam Bóg, gdy
wpadnie ona w grzech śmiertelny. Nie ma ciemności tak mrocznych ani
rzeczy tak ciemnej i czarnej, której by ciemność jej nie przewyższała.
Nie pytajcie o więcej, bo chociaż to samo Słońce, które taki jej
nadawało blask i urok, zawsze jest w pośrodku niej, ale dla niej jest
jakby nie było, bo już udziału w nim mieć i życia z niego czerpać nie
może, pomimo że z natury swojej tak jest zdolna cieszyć się
uczestnictwem Majestatu Bożego, jak kryształ do wchłaniania w siebie
blasku promieni słonecznych. Z tego też powodu nic już w tym stanie jej
nie pomoże, wszelkie dobre uczynki, jakie by spełniła, dopóki trwa w
grzechu śmiertelnym żadnej nie mają zasług
na żywot wieczny, bo nie wypływają z tego źródła, którym jest Bóg i w
którym jedynie cnota nasza jest cnotą, a odłączona od Niego, nie może
być przyjemna w oczach Jego; nadto jeszcze, kto popełnia grzech
śmiertelny, ten nie chce podobać się Bogu lecz szatanowi, który jest
samą ciemnością, więc i biedna dusza, oddając się jemu, staje się sama
takąż ciemnością. (s.231)
2.
Znam jedną osobę, której Pan raczył ukazać naocznie, jak wygląda dusza,
gdy zgrzeszy śmiertelnie. Komu by, tak upewnia ta osoba, dano było
ujrzeć to, co ona wówczas oglądała, ten niepodobna, by się jeszcze
dopuścił grzechu, chociażby dla uchronienia się od okazji najsroższe
miał wycierpieć męki. Przez to objawienie, gorące w niej Pan wzniecił
pragnienie, aby wszyscy przyszli do poznania tej prawdy. I wam to
powiedziałam, córki, byście żarliwie modliły się za duszami, będącymi w
tym stanie. Nieszczęsne one i same są jedną nocą i ciemnością, i
wszystkie ich sprawy. Bo podobnie jak z czystego źródła czyste też
wypływają strumienie, tak w duszy sprawiedliwej łaska w niej mieszkająca
to czyni, że uczynki jej są przyjemne w oczach Boga i ludzi, gdyż
wypływają z tego źródła żywota, w którym ona zasadzona jest jak drzewo
nad wybrzeżem wód, i nie rodziłaby ni liści, ni owoców, gdyby nie
ciągnęła soków żywotnych z tego źródła, które samo utrzymuje w niej
życie i broni ją od uschnięcia, i czyni ją w dobry owoc urodzajną;
przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła czystego, a zapuści
korzenie w innym, w bagnisku wody brudnej i cuchnącej, wszystko też, co
wyda z siebie, będzie tymże samym skażeniem i brudem.
3.
Zważmy tu jednak i pamiętajmy, że źródło to i słońce jaśniejące, obecne
zawsze w pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnym zmazanej, nigdy
nie traci boskiej jasności swojej i żadna złość grzechu nie zdoła
zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona w ciemności
(s.232) grzechu, blasku tego Bożego do siebie nie przepuszcza, podobnie
jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną, choć go wystawisz na
słońce i słońce go promieniami swymi oświeca, nie rozjaśni się przecież
blaskiem jego i światłości jego w sobie nie odbije.
4.
O, dusze odkupione krwią Jezusa Chrystusa, zrozumiejcie to i miejcie
litość nad sobą! Czy to być może, byście rozumiejąc to, nie postarały
się usunąć czym prędzej smoły grzechowej z tego kryształu? Pomnijcie, że
jeśliby śmierć zastała was w tym stanie, nigdy już, nigdy tej
światłości nie ujrzycie! O Jezu! jaka to zgroza, dusza od tej światłości
odłączona! Jakie spustoszenie w biednych mieszkaniach tej twierdzy!
Jaki zamęt w zmysłach, które są jej mieszkańcami! A we władzach duszy,
które sprawować mają urząd przełożonych, rządców i mistrzyń tej
twierdzy, jakie zaślepienie, jaki bezład! A drzewo na takim gruncie,
którym jest sam diabeł, sadzone, jaki może owoc wydać?
5.
Pewien mąż Boży mówił mi kiedyś, że nie tyle dziwi się temu, co
człowiek będący w grzechu śmiertelnym może uczynić złego, ile raczej
temu, że nie czyni rzeczy jeszcze gorszych. Niechaj nas Bóg w
miłosierdziu swoim uchroni od tego największego nieszczęścia, bo nic nie
ma dla nas, póki żyjemy na tej ziemi, co by istotnie zasługiwało na tę
nazwę, prócz tego nieszczęścia grzechu śmiertelnego, które prowadzi za
sobą wieczne bez końca nieszczęście. To jest, córki, czego nade wszystko
i na każdy dzień życia lękać się powinnyśmy i w modlitwach naszych
pomoc wypraszać, bo jeśliby Pan nie strzegł miasta, na próżno my
trudzilibyśmy się, strzegąc go. Bo sami z siebie niemocą tylko jesteśmy.
Osoba
ona, której Bóg raczył ukazać ohydę duszy grzechem śmiertelnym
zmazanej, dwojaką, jak upewnia, z tego widzenia korzyść odniosła:
naprzód bojaźń najgłębszą obrazy Bożej, skutkiem czego bezprzestannie
błaga Pana, by nie dał jej upaść i takie straszliwe ściągnąć na siebie
nieszczęście, a po wtóre, widzenie ono posłużyło jej i służy za
zwierciadło (s.233) pokory, ukazując jej, jako żaden najlepszy uczynek
nasz nie bierze początku z nas samych, tylko z tego źródła, nad którym
zasadzone jest to drzewo duszy naszej i z owego Słońca, które samo
ożywcze ciepło daje naszym uczynkom. Tak żywo, dodaje ta osoba, stanęła
jej przed oczami ta prawda, że ile razy odtąd zdarzyło jej się spełnić
jaki dobry uczynek albo widzieć go spełnianym przez drugich, zaraz go
odnosiła do tego źródła i początku, rozumiejąc to dobrze, że bez tej
pomocy Bożej nic uczynić byśmy nie mogli. Dlatego też zawsze,
zapominając o sobie w tym, co czyniła dobrego, dusza jej tejże chwili z
dziękczynieniem i uwielbieniem wznosiła się do Boga.
6.
Nie będzie to, wierzajcie, siostry, stracony czas, który poświęcimy, wy
na czytanie, ja na pisanie tych uwag, jeśli z nich odniesiemy powyższe
dwie korzyści. Uczonym i teologom takich objaśnień nie potrzeba, bo sami
od razu rozumieją te prawdy, ale nasz słaby umysł niewieści rzeczy tych
nie pojmie, jeśli mu jasno i dokładnie nie przedstawimy, o co chodzi;
może też dlatego Pan raczy mi przywodzić na myśl takie porównania;
niechaj boska dobroć Jego wspomaga nas łaską swoją.
7.
Rzeczy te wewnętrzne tak są zawiłe do zrozumienia, że kto się zabiera
do mówienia o nich z takim słabym zasobem umiejętności, jak u mnie, musi
zawadzić o wiele rzeczy niepotrzebnych albo i wprost niedorzecznych,
nim natrafi i powie jedną do rzeczy. Niech czytający uzbroi się w
cierpliwość, bo i mnie niemało jej było potrzeba do pisania tego, na
czym się nie znam. I nieraz mi się zdarza, że biorę pióro do ręki jak
nieprzytomna, sama nie wiedząc, co mam powiedzieć i od czego zacząć.
Dobrze to jednak rozumiem, że ważną wam oddam przysługę, gdy wam
objaśnię, o ile i jak potrafię, niektóre tajemnice życia wewnętrznego;
bo choć nam wciąż zalecają ważność i potrzebę modlitwy wewnętrznej i
konstytucje nasze obowiązują nas do odprawiania jej po kilka godzin
dziennie, w naukach jednak o tym przedmiocie zawsze nam (s.234) tylko
mówią o tym, co my na modlitwie czynić możemy i powinnyśmy, o cudownych
zaś i nadprzyrodzonych w duszy działaniach Pana rzadko kiedy słyszymy.
Opisanie więc i objaśnienie na różny sposób tych nadprzyrodzonych spraw
nie będzie rzeczą zbyteczną, owszem, wielką z tego odniesiemy pociechę,
gdy przypatrzymy się bliżej tej cudownej wewnętrznej budowie, tak mało
znanej między śmiertelnymi, choć tylu ich przez jej mieszkania
przechodzi. Wprawdzie w innych już poprzednich pismach moich niejakie z
łaski Pana dałam w tym przedmiocie objaśnienia, ale widzę, że niektóre z
tych rzeczy, właśnie najtrudniejsze, wówczas nie tak dobrze jeszcze
rozumiałam, jak je rozumiem obecnie. Główna trudność w tym, że chcąc
dojść do tych tajemnic tak wysokich, zmuszona będę — jak już
powiedziałam — mówić pierwej o wielu rzeczach powszechnie wiadomych,
gdyż inaczej nie potrafię przy moim prostym umyśle.
8.
Wróćmy już teraz do twierdzy naszej i jej licznych mieszkań. Mieszkania
te macie sobie przedstawiać, nie jedno za drugim, jakby szereg komnat
rzędem się ciągnących, ale raczej sięgajcie okiem do środka, gdzie jest
komnata główna albo pałac, kędy król przebywa. Podobnie jak owoc palmowy
osłoniony jest warstwami powłok, przez które przebić się trzeba, chcąc
się dostać do ukrytego w środku słodkiego jądra, tak tu owa główna
komnata otoczona jest mnóstwem innych, dokoła niej, nad nią i pod nią
leżących. Rzeczy dotyczące duszy trzeba przedstawiać sobie jako wielkie,
potężne i wspaniałe, bo rzeczywiście objętość i pojemność duszy o wiele
jest większą niż sobie wyobrazić zdołamy, a do wszystkich niezliczonych
jej mieszkań przenika światłością swoją ono słońce, mieszkające w
pośrodku tego pałacu. Jest to bardzo ważne dla duszy, w wyższym lub
niższym stopniu oddanej modlitwie, by miała swobodę i jej nie
ścieśniała. Niech sobie przechadza się swobodnie po tych mieszkaniach i
górnych, i dolnych, i bocznych, należy się jej ta wolność, skoro Bóg sam
(s.235) tak wysoką zaszczycił ją dostojnością. Niech się nie krępuje
przebywać dłużej w jednym mieszkaniu. Oby tylko weszła w prawdziwe
poznanie samej siebie! To bowiem (obyście mnie zrozumiały!) jest
potrzebne każdej, nawet już dopuszczonej do samego wewnętrznego
mieszkania, kędy Pan przebywa. Nigdy zatem — i najwyżej podniesiona —
nie powinna, zresztą nie mogłaby, choćby chciała, tracić tego z oczu,
gdyż pokora zawsze pracuje na sposób pszczoły, wyrabiającej w ulu miód
swój, i gdyby pracowała inaczej, praca jej byłaby daremna. Otóż jak
pszczoła, zważmy to porównanie, nie siedzi ciągle w ulu, ale wciąż
wylatuje z niego i lata od kwiatu do kwiatu zbierając miód, tak i duszy
pracującej nad poznaniem siebie, dobrze jest, niech mi wierzy, wzlecieć
niekiedy wyżej, do rozważania wielmożności Boga. Lepiej tam pozna
niskość swoją, niż w samej sobie, a nadto łatwiej tam oswobodzi się od
tych gadzin, wdzierających się za nią do pierwszych komnat, które
stanowi poznanie siebie. A jakkolwiek i to jest wielkie miłosierdzie
Boże, gdy ktoś się w tym ćwiczy, wszakże — jak mówi przysłowie — za
wiele tak samo szkodzi, jak i za mało. Wierzcie mi również, że prędzej
urośniemy w dzielność i cnotę zapatrując się na Boga, niż ciągle tylko
trzymając oczy utkwione w tym mule ziemskim.
9.
Nie wiem, czy dość jasno wyraziłam myśl moją, bo to poznanie siebie
jest tak ważne, że bynajmniej nie życzyłabym, byście się kiedyś w pracy
nad nim opuszczały, choćbyście i najwyżej modlitwą wstępowały do nieba.
Dopóki żyjemy na tej ziemi, nie ma nic, co by nam bardziej było
potrzebne niż pokora. Dlatego mówiłam i powtarzam, że dobrze nam jest i
nic nad to nie ma lepszego, byśmy starały się nasamprzód wnijść do onej
pierwszej komnaty, gdzie uczymy się poznania siebie, nie zrywając się od
razu do lotu ku mieszkaniom wyższym, gdyż do nich właśnie ta jest
droga. A jeśli możemy iść drogą równą i bezpieczną, po cóż mamy pragnąć
skrzydeł i unosić się w powietrze? — raczej o to się starajmy, byśmy na
tej drodze jak najdalej postąpiły. Ale to zdaniem moim rzecz pewna, że
nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, (s.236) jeśli nie staramy
się poznać Boga; zapatrując się na wielkość Jego, poznamy niskość
naszą; czystość Jego nieskończona ukaże nam zmazy nasze; patrząc na
pokorę Jego, ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy były pokornymi.
10.
Dwojaka z tego dla nas korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną
przyłożysz do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się
bielsza, a czarność tamtej czarniejsza; po wtóre zaś, przez takie na
przemiany zapatrywanie się na Boga i na siebie umysł i wola nasza
uszlachetniają się i stają się sposobniejsze do wszystkiego, co dobre.
Ciągłe zaś zanurzanie się myślą w błocie nędz naszych nie jest
pożyteczne. Bo jak wyżej mówiłam o duszach leżących w grzechu
śmiertelnym, że wszystko, co z nich wypływa, to jest wszystkie sprawy
ich zarażone są plugastwem i złą wonią grzechu, tak i tu (niech mi Bóg
wybaczy to porównanie) dzieje się z nami coś podobnego. Gdy ciągle
pogrążamy się w samym tylko rozważaniu ziemskiej nędzy naszej,
strumienie z nas płynące, uczynki nasze, mówię, nigdy nie będą wolne od
mętów i mułu różnych strachów, małoduszności i tchórzostwa: a czy kto
patrzy lub nie patrzy na mnie? a czy idąc tą drogą, nie pobłądzę? a czy
nie będzie to pychą i zuchwałą śmiałością porywać się na takie
przedsięwzięcie? a czy to wypada, by taka nędzna jak ja grzesznica
sięgała do rzeczy tak wysokiej, jaką jest modlitwa bogomyślna? czy nie
będą mię poczytywali za lepszą niż jestem, gdybym chciała iść drogą inną
niż wszyscy? czyż przesada i skrajność wszelka, choćby w rzeczach
dobrych, nie jest rzeczą zgubną? a czy wspinając się wysoko ja, taka
grzesznica, nie narażę siebie na tym głębszy upadek? a może i ustanę w
drodze i duszom dobrym dam z siebie zgorszenie? skądże mnie nędznej
chcieć wyróżniać się w czymkolwiek?
11.
O wielki Boże, ileż to jest dusz, córki moje, którym diabeł takim
sposobem ciężkie szkody wyrządza! Wszystko to i wiele jeszcze innych
rzeczy, które mogłabym przytoczyć, wydaje się tym duszom szczerą pokorą,
a wszystko to tylko dowodzi, że im daleko jeszcze do poznania samych
siebie, albo że jest ono u nich wypaczone. I nie dziwię się im, bo kto
nigdy (s.237) się nie podnosi wyżej ponad siebie, ten jeszcze gorszych
rzeczy obawiać się może. Dlatego mówię wam, córki, podnośmy oczy nasze
na Chrystusa, najwyższe dobro nasze i na świętych Jego, a tam nauczymy
się prawdziwej pokory i uszlachetni się, jak mówiłam, umysł nasz i
serce, a poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe. To więc
pierwsze mieszkanie, chociaż jest tylko wstępem do dalszych, wielkie ma w
sobie bogactwa i wartość i skoro tylko dusza otrząśnie się z tych
gadzin, które tu za nią przypełzły, może postąpić ku dalszym
mieszkaniom. Straszne są jednak te groźby i podstępy, jakich diabeł
używa dla przeszkodzenia duszom, aby nie doszły do poznania samych
siebie i do zrozumienia dróg swoich.
12.
Pierwsze to mieszkanie znam dobrze z własnego doświadczenia, mogę więc o
nim mówić z wszelką świadomością. Nie przedstawiajcie go sobie jako
składające się z niewielu komnat, jest ich bowiem mnóstwo niezliczone,
jak niezliczone mogą być sposoby, którymi dusze tu wchodzą, a każda w
dobrym zamiarze. Ale diabeł, czyhający na ich zgubę, w każdej z tych
komnat rozstawia całe hufce czartów, aby im broniły przejścia z jednej
do drugiej; biedna zaś dusza, nie domyślając się tego, raz w raz wpada w
zastawione na nią niezliczone zasadzki; w mieszkaniach położonych
bliżej komnaty kędy król przebywa, zdrady tego chytrego wroga nie tyle
już są szkodliwe. Tu jednak dusze jeszcze nasiąkłe są światem, zanurzone
w uciechach jego, zmarniałe przywiązaniem do honorów i roszczeń jego,
skutkiem czego lennicy duszy, to jest zmysły i władze przyrodzone, które
Bóg jej dał, aby ją strzegły i broniły, nie mają dostatecznej siły
odpornej i tak dusza, choć pragnęłaby nie obrażać Boga, choć i dobre
uczynki spełnia, łatwo przecież ulega przemocy nieprzyjaciela. Potrzeba
więc, aby kto widzi siebie w tym stanie, jak najczęściej uciekał się w
modlitwie do łaskawości boskiej, polecał siebie orędownictwu
błogosławionej Matki Zbawiciela i Świętych Jego, aby oni walczyli za
niego, bo właśni słudzy jego, tj. zmysły i władze (s.238) przyrodzone,
nie mają siły do obrony. Prawdę mówiąc, to w każdym stanie duszy
potrzebna nam jest pomoc Boża, której oby On, w boskim miłosierdziu
swoim, raczył nam użyczyć, amen.
13.
O, jakże pełnym wszelakich nędz jest to życie, którym tu na ziemi
żyjemy! Lecz ponieważ na innym miejscu mówiłam już obszernie o szkodach,
grożących duszy z braku należnego zrozumienia tej nauki, o pokorze i
poznaniu siebie, nad tym przedmiotem, choć dla nas najważniejszym,
dłużej tu rozwodzić się nie będę. Daj Boże, by z tego, co powiedziałam,
jakikolwiek był dla nas pożytek.
14.
Jedną tu jeszcze rzecz zważcie, że do tych pierwszych komnat i mieszkań
zaledwie dochodzi światło, pochodzące z pałacu, w którym mieszka król.
Nie żeby one były całkiem ciemne i czarne, jak wtedy, gdy dusza jest w
stanie grzechu, ale że panuje w nich pewien zmrok, który — sama nie
wiem, jak to wyrazić — pochodzi nie z samego mieszkania, tylko z winy
duszy w nim zostającej, czyli raczej z winy tego mnóstwa płazów,
padalców i gadzin jadowitych, które za nią tam weszły i przeszkadzają
jej patrzyć na światło. Jest to podobnie jak gdyby kto wszedł do pokoju
wystawionego na pełny blask słońca, ale oczy miałby tak pokryte błotem,
iż ledwo by je mógł otworzyć. Samo mieszkanie jest jasne, ale dusza
jasnością jego cieszyć się nie może z powodu tego robactwa i zwierzyny,
które oczy jej zasłaniają, aby nic, prócz nich, nie widziała. Tak mi się
przedstawia stan duszy, który choć nie leży już w grzechu, ale tak
jeszcze jest — jak już mówiłam — zajęta rzeczami tego świata, tak
zanurzona w troskach o majątek, o honor, o interesy doczesne, że
jakkolwiek szczerze chciałaby widzieć i cieszyć się widokiem wewnętrznej
piękności swojej, przywiązania te światowe stają jej na przeszkodzie i
zdaje się jej niepodobieństwem z nich się otrząsnąć. Musi więc
koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać
się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć (s.239)
niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się
mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do
mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się
bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może, by
który dziś lub jutro go nie ukąsił.
15.
Powiedzcie teraz, córki, co by to było, gdyby dusze tak jak my, już
wyzwolone z tych sideł, już daleko głębiej wpuszczone do tajemnych
mieszkań twierdzy, same z własnej winy wracały do tego zgiełku i odmętu
marności światowych? A niestety, snadź dla grzechów naszych wiele jest
dusz takich, które wziąwszy łaski od Boga, świadomie i rozmyślnie znowu
je dla tej nędzy porzucają. My tutaj w tym schronieniu naszym wolne
jesteśmy zewnętrznie; daj Boże, byśmy były nimi i wewnątrz!
Strzeżcie
się, córki moje, troszczenia się o rzeczy obce powołaniu waszemu.
Zważcie, że niewiele w tej twierdzy jest mieszkań, w których by walka ze
złymi duchami zupełnie ustawała. W niektórych wprawdzie straż duszy —
to jest, jak mówiłam już, władze jej — dość ma siły do wytrzymania tej
walki; zawsze jednak powinnyśmy nie ustawać w czuwaniu, abyśmy umiały
odkryć zdrady ducha ciemności, aby nas nie oszukał pod udaną postacią
anioła światłości, bo mnóstwo on ma sposobów, którymi może nas
przyprawić o szkodę, zakradając się nieznacznie i stopniowo, tak iż
nieraz spostrzegamy się dopiero po szkodzie.
16.
Kiedyś już, na innym miejscu, porównywałam te podstępy z piłą głuchą,
cicho i nieznacznie pracującą i ostrzegałam was, jak wiele na tym
zależy, byśmy umiały poznać się na nich z samego początku. Dla lepszego
objaśnienia rzeczy, dodam tu jeszcze kilka uwag.
Wznieci,
na przykład, kusiciel w której siostrze tak zapalczywe pragnienie
pokuty, iż nie może biedna znaleźć sobie spokoju, jeno gdy się znęca nad
ciałem swoim. Początek (s.240) to dobry; ale jeśli przeorysza zabroniła
zadawania sobie umartwień bez pozwolenia, a ta, idąc za poduszczeniem
złego ducha, powie sobie, że w rzeczy tak dobrej dobrze jest nie słuchać
i dalej prowadzi po kryjomu umartwienia swoje i takie sobie zadaje
pokuty, iż skutkiem ich traci zdrowie i staje się niezdolna do
spełniania obowiązków, które na nią wkłada Reguła, tedy same widzicie,
do czego prowadzi i na czym się kończy on dobry początek.
W
drugiej wzbudził diabeł gorliwość o postęp w doskonałości. Bardzo to
dobra rzecz; ale z gorliwości tej może wyniknąć taki skutek, że każde
najmniejsze uchybienie, jakie ta zełantka spostrzeże w drugich, będzie
jej się wydawało wielkim wykroczeniem i będzie śledziła postępowanie
sióstr, i donosiła o wszystkim przeoryszy. Może nawet zdarzyć się
niekiedy, że przez tę wielką gorliwość swoją o ścisłe przestrzeganie
przepisów przez drugich, nie spostrzeże własnych uchybień swoich, a
siostry, nie wiedząc jej intencji, widząc tylko takie jej niepowołane
wtrącanie się w ich sprawy, łatwo mogą wziąć jej to za złe.
17.
Chodzi tu diabłu zaiste nie o bagatelę, bo usiłuje oziębić tę miłość
wzajemną i jednomyślność, jaka wszystkie siostry między sobą łączyć
powinna, a to wielkim. byłoby nieszczęściem. Rozumiejmy to dobrze, córki
moje, że doskonałość prawdziwa zasadza się cała na miłości Boga i
bliźniego; im lepiej spełnimy te dwa przykazania, tym wyżej staniemy w
doskonałości. Cała Reguła nasza i Konstytucje nie inny mają cel, jeno
ten, by nam były środkiem do jak najdoskonalszego zachowania przykazania
miłości Boga i bliźniego. Powściągajmy zapędy niewczesnej gorliwości,
które nam wiele złego mogą sprawić. Niechaj każda samej siebie pilnuje.
Nie mam potrzeby dłużej nad tym się zastanawiać, wobec obszernych, jakie wam na innym miejscu dałam w tym przedmiocie objaśnień.
18.
Tak ważny jest ten obowiązek wzajemnej między (s.241) wami miłości, że
chciałabym, byście nigdy o nim nie zapominały. Z takiego bowiem ciągłego
upatrywania w drugich lada bagateli, która może nawet nie będzie
niedoskonałością, bo tylko przez nieświadomość widzisz w niej co złego,
taki będzie skutek, że i sama stracisz pokój duszy, i drugim go
zakłócisz; zobacz więc sama, jak drogo kosztowałaby taka doskonałość.
Pokusę taką mógłby czart wzniecić i względem przeoryszy, co byłoby
rzeczą bardziej jeszcze niebezpieczną. Wielkiej bowiem w takim wypadku
potrzeba roztropności. Jeśli postępowanie jej istotnie sprzeciwia się w
czym Regule i Konstytucjom, nie zawsze można to przemilczeć i na dobrą
stronę tłumaczyć; czasem potrzeba ją ostrzec, a jeśliby to pozostało bez
skutku, donieść zwierzchnikowi; tego wymaga prawdziwa miłość. Podobnie
należy postępować z siostrami w razie jakiego wykroczenia w rzeczy
ważnej; milczenie w takim wypadku z obawy, że może to z naszej strony
tylko pokusa, samo byłoby pokusą. Ale roztropności i rozwagi potrzeba tu
wielkiej (aby nas diabeł nie oszukał); nigdy nie należy o takich
rzeczach rozmawiać między sobą, z czego łatwo mógłby się wyrodzić
zwyczaj szemrania i obmowy, na pociechę czartowi. Mówić o tym trzeba
tylko temu, kto może i powinien złemu zaradzić. Tu u nas, dzięki Bogu,
nie tak łatwa jest sposobność do szemrania i obmowy; broni nas od niej
przepisane ciągłe milczenie; wszakże i nam dobrze będzie mieć się na
baczności.
DIE ERSTE WOHNUNG
ERSTES KAPITEL
Wie ich heute unseren Herrn anflehte, er möge durch mich reden – weil ich nichts
zu sagen fand und nicht wußte, wie ich mit der Erfüllung dieser Aufgabe beginnen
sollte –, da bot sich mir dar, was ich nunmehr sagen und als Fundament
gebrauchen möchte: nämlich unsere Seele als eine Burg zu betrachten, die ganz
aus einem Diamant oder einem sehr klaren Kristall besteht und in der es viele
Gemächer gibt, gleichwie im Himmel viele Wohnungen sind. Denn wenn wir es recht
betrachten, Schwestern, so ist die Seele des Gerechten nichts anderes als ein
Paradies, in dem der Herr, wie er selbst sagt, seine Lust hat. Nun, was meint
ihr, wie wohl die Wohnstatt sein mag, in der ein solch mächtiger, weiser und
reiner König, der so reich an Gütern jeglicher Art ist, sich ergötzt? Ich finde
nichts, mit dem sich die große Schönheit einer Seele, ihre Weite und ihre hohe
Befähigung vergleichen ließe. Und wahrlich, unsere Einsicht und unser Verstand –
so scharfsinnig sie sein mögen – reichen schwerlich aus, sie zu begreifen,
genauso wenig wie sie Gott sich auszudenken vermögen; denn er selbst sagt, daß
er uns schuf nach seinem Bilde. Ist dies wirklich so – und es ist so –, dann
brauchen wir uns nicht abzumühen in dem Verlangen, die
Schönheit dieser Burg zu erfassen. Obgleich zwischen ihr und Gott der
Unterschied besteht, der den Schöpfer trennt vom Geschöpf – da sie ja etwas
Erschaffenes ist –, so genügt doch das Wort Seiner Majestät, daß sie nach seinem
Bilde geschaffen ist, um die große Würde und Schönheit der Seele uns als kaum
fassbar erscheinen zu lassen.
Nicht wenig Elend und Verwirrung kommen daher, daß wir durch eigene Schuld uns
selber nicht verstehen und nicht wissen, wer wir sind. Erschiene es nicht als
eine schreckliche Unwissenheit, meine Töchter, wenn jemand keine Antwort wüßte
auf die Frage, wer er ist, wer seine Eltern sind und aus welchem Lande er
stammt? Wäre dies ein Zeichen viehischen Unverstands, so herrschte in uns ein
noch unvergleichlich schlimmerer Stumpfsinn, wenn wir uns nicht darum kümmerten,
zu erfahren, was wir sind, sondern uns mit diesen Leibern zufriedengäben und
folglich nur so obenhin, vom Hörensagen, weil der Glaube es uns lehrt, davon
wüßten, daß wir eine Seele haben. Aber welche Güter diese Seele in sich bergen
mag, wer in ihr wohnt und welch großen Wert sie hat, das bedenken wir selten,
und darum ist man so wenig darauf bedacht, ihre Schönheit mit aller Sorgfalt zu
bewahren. All unsere Achtsamkeit gilt der rohen Einfassung, der Ringmauer dieser
Burg, das heißt: den Körpern.
Denken wir uns also, daß diese Burg – wie ich schon gesagt habe – viele
Wohnungen hat, von denen einige oben gelegen sind, andere unten und wieder
andere seitwärts, und daß sie ganz innen, in der Mitte all dieser Wohnungen, die
allerwichtigste birgt: jene, wo die tief geheimnisvollen Dinge zwischen Gott und
der Seele vor sich gehen. Es ist nötig, daß ihr auf dieses Gleichnis achtet. So
Gott will, kann ich euch damit etwas von den Gnaden verständlich machen, die
Gott nach seinem Belieben den Seelen verleiht, und von den Unterschieden, die
zwischen ihnen bestehen (soweit dies nach meinem Verständnis möglich ist; denn
alle zu verstehen, vermag niemand, so mannigfaltig sind sie; und schon gar nicht
jemand, der so armselig ist wie ich). Denn wenn der Herr euch solche Gnaden
erweisen sollte, wird es für euch ein großer Trost sein, zu wissen, daß dies
möglich ist; und für die, denen dies nicht widerfährt, wird es ein Grund sein,
seine große Güte zu loben. Es schadet uns ja nicht, darüber nachzusinnen, was im
Himmel ist und was die Seligen genießen, vielmehr freut es uns und spornt uns
an, dasselbe zu erlangen, was sie genießen – und genausowenig wird es uns
schaden, wenn wir sehen, daß schon hier in der Verbannung dieser Welt ein solch
großer Gott sich mit Würmern abgeben kann, die voll üblen Geruches sind, und daß
eine so vollkommene Güte, ein solch unermeßliches Erbarmen uns liebt.
Wem die Erkenntnis der Möglichkeit, daß Gott diese Gnade hier in der Verbannung
uns erweist, schaden sollte, dem müßte es – davon bin ich fest überzeugt – sehr
an Demut und Nächstenliebe fehlen. Denn wie sollten wir uns sonst nicht darüber
freuen, daß Gott diese Gnaden einem unserer Brüder erweist (was ihn ja nicht
hindert, sie auch uns zu erzeigen) und daß Seine Majestät ihre Größe offenbart,
an wem sie nun will? Manchmal wird der Herr es ja allein zu dem einen Zwecke
tun, seine Größe sichtbar zu machen (wie er es sagte, als er dem Blinden das
Augenlicht schenkte und die Apostel Ihn fragten, ob dieser wegen seiner eigenen
Sünden oder wegen der Sünden seiner Eltern erblindet sei). Er tut es also nicht,
weil diejenigen, denen er solche Gnaden erweist, heiliger wären als die anderen,
denen er sie nicht erweist, sondern darum, daß man seine Größe erkenne (wie wir
es am heiligen Paulus und an der Magdalena sehen) und daß wir ihn preisen in
seinen Geschöpfen.
Man könnte nun sagen, diese Dinge erschienen unmöglich, und es sei gut, den
Schwachen kein Ärgernis zu geben. Doch es ist weniger verloren, wenn diese
Zaghaften nicht glauben, als wenn diejenigen um den Gewinn gebracht werden,
denen Gott solche Gnaden erweist und die sich darüber freuen und dadurch
ermuntert werden, ihn mehr zu lieben, der soviel Barmherzigkeit erzeigt,
obgleich seine Macht und Herrlichkeit so groß sind. Das sage ich mit um so
größerer Gewißheit, als ich weiß, daß bei denen, mit welchen ich rede, diese
Gefahr nicht besteht; denn sie wissen und glauben, daß Gott noch größere Zeichen
der Liebe vollbringt. Auch weiß ich, daß niemand, der hieran nicht glaubt, es
aus eigenem Erleben erfährt; denn Gott liebt es sehr, daß man seinen Werken
keine Schranke setzt. Und darum, Schwestern, möget ihr, die der Herr nicht auf
diesem Wege führt, nie in solchen Unglauben verfallen.
Doch kehren wir zu unserer schönen, beglückenden Burg zurück, und schauen wir,
wie wir hineingelangen können. Es scheint, als sagte ich einen Unsinn; denn wenn
diese Burg die Seele ist, so ist doch klar, daß man nicht hineingehen muß, da
man ja selbst die Burg ist. Genauso närrisch erschiene es, wenn man jemandem
sagte, er möge in ein Zimmer gehen, in dem er sich bereits befindet. Doch ihr
müßt verstehen, daß zwischen Darinnensein und Darinnensein ein großer
Unterschied besteht. Es gibt viele Seelen, die sich im Wehrgang der Burg
aufhalten – also dort, wo die Wachen stehen – und denen nichts daran gelegen
ist, ihre inneren Anlagen zu betreten. Sie wissen nicht, was an diesem
wundervollen Ort zu finden ist, noch wer darin weilt, ja nicht einmal, was für
Gemächer die Burg umschließt. In manchen Andachtsbüchern habt ihr gewiß schon
den Rat vernommen, die Seele möge in sich gehen. Damit ist genau dasselbe
gemeint.
Ein großer Gelehrter sagte mir unlängst, die Seelen ohne Gebet glichen einem
gelähmten, bewegungsunfähigen Körper, der zwar Hände und Füße besitze, ihnen
aber nicht gebieten könne. Und wahrlich, so ist es. Es gibt Seelen, die so krank
sind, die sich so daran gewöhnt haben, in äußeren Dingen befangen zu sein, daß
es völlig undenkbar erscheint, sie könnten jemals in sich gehen. Denn es ist
ihnen schon so zur Gewohnheit geworden, ständig mit dem Gewürm und Viehzeug
umzugehen, das rings um die Burg sich regt, daß sie schon fast ebenso tierisch
geworden sind, obwohl sie von Natur aus so reich begabt und fähig sind, mit
keinem Geringeren als Gott selber zu reden. Bemühen sich diese Seelen nicht, ihr
Elend zu begreifen und ihm abzuhelfen, so müssen sie zur Salzsäule erstarren,
weil sie den Blick nicht zurück auf sich selber richten (wie es – umgekehrt –
dem Weibe des Lot geschah, weil es zurückschaute).
Nach meiner Erfahrung sind das Gebet und die Andacht das Tor, durch das man die
Burg betreten kann. Damit meine ich das mündliche Gebet nicht minder als das
Gebet im Geiste; denn um Gebet zu sein, bedarf beides der Ehrfurcht und Andacht.
Ein Gebet, bei dem man nicht darauf achtet, mit wem man redet und was man
erbittet, wer der Bittsteller ist und wer der Angeflehte, das nenne ich kein das
nenne ich kein Gebet, mag man dabei auch noch so viel die Lippen bewegen. Wird
manchmal, auch wenn man nicht mit dieser Aufmerksamkeit dabei ist, dennoch ein
Gebet daraus, so nur deshalb, weil man bei anderen Gelegenheiten die nötige
Andacht aufgebracht hat. Doch wenn jemand gewohnt ist, mit der Majestät Gottes
so zu reden, als spreche er mit seinem Sklaven, ohne darauf zu schauen, ob er
unrecht rede, sondern einfach so daherschwatzt, was ihm in den Mund kommt und
was er von früher auswendig weiß, so halte ich das für kein Gebet, und Gott
verhüte, daß irgendein Christ es dafür halte. Ich hoffe auf Seine Majestät,
Schwestern, daß dies unter euch nicht geschehe; denn ihr seid es ja gewohnt,
euch mit innerlichen Dingen zu befassen. Das ist ein recht gutes Mittel, um
nicht in solchen Schwachsinn zu verfallen.
Doch wir wollen nicht mit diesen lahmen Seelen reden, die sich in argem Elend
und großer Gefahr befinden, wenn nicht der Herr selber kommt und ihnen (wie
jenem Manne, der dreißig Jahre neben dem Teich gelegen war) gebietet, sich zu
erheben, sondern wollen zu den anderen Seelen sprechen, die schließlich in die
Burg eingehen. Obwohl sie tief in der Welt stecken, haben sie doch ein gutes
Verlangen, und zuweilen – wenn auch selten – empfehlen sie sich dem Schutze
unseres Herrn und denken darüber nach, wer sie sind, sei es auch nicht sehr
gründlich. Auch beten sie jeden Monat irgendwann einmal, von tausend Geschäften
erfüllt, mit denen ihre Gedanken fast immer umgehen. Sie sind so daran gefesselt
– denn »wo ihr Schatz ist, dahin geht ihr Herz« –, daß sie sich zuweilen
vornehmen, sich davon frei zu machen. Von großer Bedeutung ist es da, wenn sie
sich selbst erkennen und sehen, daß sie nicht auf dem rechten Wege sind, der zur
Burgpforte hineinführt. Endlich treten sie in die ersten der unteren Gemächer
ein; doch mit ihnen dringt so viel Gewürm ein, daß sie weder die Schönheit der
Burg zu sehen vermögen noch zur Ruhe kommen können. Schwer genug ist es ihnen
gefallen, überhaupt hereinzukommen.
Diese Schilderung wird euch unangebracht erscheinen, meine Töchter, da ihr durch
Gottes Güte nicht zu diesen Menschen gehört. Ihr müßt Geduld haben, denn ich
weiß nicht, in welcher Weise ich euch sonst verständlich machen könnte, wie ich
gewisse innere Dinge des Gebets verstehe. Der Herr gebe, daß es mir gelingt,
etwas zu sagen. Was ich euch gern erklären würde, ist nämlich recht schwierig zu
verstehen, wenn man es nicht selbst erfahren hat. Habt ihr es erlebt, so werdet
ihr erkennen, daß es unumgänglich ist, an das zu rühren, wovon wir – so der Herr
will – verschont bleiben mögen, um seiner Barmherzigkeit willen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz